Anioł ciemności. Rozdz. 18.

ROZDZIAŁ XVIII

Eliza długo nie mogła dojść do siebie po tym, co wydarzyło się wczoraj wieczorem. Myślała o babci i zastanawiała się czy kiedyś jeszcze będzie mogła chociaż raz się z nią zobaczyć. Miała tyle pytań do niej i nadzieję, że wreszcie pozna wszystkie tajniki białej magii. Otworzyła pamiętnik na jednym z wpisów i coś nagle ją zaniepokoiło. Zdała sobie sprawę z tego, że od jakiegoś czasu nie widziała swojego kota - Feliksa. Poczuła, jak robi jej się gorąco na myśl, że jej kotu coś mogło się stać. Nie wiadomo czemu nie mogła pozbyć się odczucia, że stało się coś złego.
      W zdenerwowaniu zaczęła nawoływać Feliksa sprawdzając przy tym każdy kąt  pokoju, a następnie zbiegła na dół, do kuchni. Ale tam też nie znalazła śladu po swoim pupilu. Zajrzała jeszcze do pokoju mamy i do salonu, ale nigdzie nie było Feliksa. Teraz już Eliza była pewna, że jej kotu coś się stało, Feliks bowiem zawsze przybiegał na jej wezwanie. 
Kontynuując poszukiwania znalazła się przed domem, a gdy już obeszła go dookoła tchnięta nagłym przeczuciem zajrzała jeszcze do szklarni mamy. I tam ujrzała widok, który wstrząsnął nią do głębi. Jej kot leżał bezwładnie na podłodze. Nie ruszał się. Przerażona podbiegła niego.
-  Felix! Ocknij się! Co ci jest?! - potrząsnęła lekko kotem, jednak zwierzak ani drgnął. Serce ścisnęło się jej z bólu, żalu i rozpaczy, a z oczu popłynęły łzy. Wtem Felix nieznacznie poruszył się. Jęknął rozdzierająco jakby przeżywał jakieś męczarnie, po czym znowu znieruchomiał. 
W Elizie obudziła się nadzieja, że może jednak uda się ocucić Feliksa. Przez jej głowę przepływało tysiące pomysłów jak to zrobić. Musi być jakiś sposób, zastanawiała się gorączkowo. Skąd mam wiedzieć, co mu jest? 
Wzięła ostrożnie kota na ręce i starając się poruszać, jak najmniej gwałtownie, opuściła szklarnię i ruszyła w stronę domu. Tam zeszła do piwnicy. Delikatnie położyła Feliksa na miękkim kocyku rozłożonym na dębowym stole. Wtedy kotem zaczęły wstrząsać drgawki i zaczął wymiotować dziwną zielonkawą wydzieliną. 
Dopiero wtedy Eliza zdała sobie sprawę tego, że ktoś otruł jej kota. W oczach aż pociemniało jej z wściekłości. W piwnicy niespodziewanie rozszalał się wiatr a niepohamowany gniew dziewczyny spowodował, że ogień sam zapłonął w palenisku, wszystkie słoiki zaczęły się trząść na półkach. Moc Elizy szukała ujścia. 
I nagle wszystko znieruchomiało.  
Nie zastanawiając się wiele młoda czarownica podeszła do komody i wyjęła stamtąd ampułkę zwierającą antidotum. To moja ostatnia szansa, pomyślała. Mam nadzieję, że nie jest za późno. Muszę ocalić Feliksa. I podała kotu miksturę wlewając ostrożnie kilka kropel wprost do jego pyszczka. Kot przełknął z trudem, a po chwili bezwładnie opadł na stół i przestał oddychać. Leżał nieruchomo, a Eliza przeklinała los za to, że dał jej przyjaciela, by za chwilę jej go odebrać. Tak nie powinno być! I zalała się łzami. Ból był tak wielki jakby ktoś wyrwał jej dziurę w sercu. 
I wtedy dostrzegła, jak Feliks nieznacznie poruszył się na swoim legowisku. Otworzył oczy, poruszył wąsami, wciąż był lekko oszołomiony, ale co najważniejsze żył. Nie wierząc w swoje szczęście Eliza pochwyciła kota w objęcia:
-  Feliks! Ty żyjesz! - wykrzyknęła uradowana tuląc go do siebie i roniąc łzy radości. Ale gniew wciąż przepełniał jej serce. - Dowiem się kto próbował cię otruć – obiecała – a gdy już znajdę truciciela zniszczę go – mówiąc to spojrzenie miała mroczne i pełne ognia. - Nie spocznę dopóki osoba, która chciała pozbawić cię życia nie skończy swojego nędznego żywota ginąc z mojej ręki. Ten kto ze mną zadarł nie wie, co go czeka...


Komentarze