Anioł ciemności. Rozdz. 14.

ROZDZIAŁ XIV

tydzień później

- Mamo? Zagadnęła ją Eliza. Od kilku godzin towarzyszyła matce w szklarni. Siedziała na niskim, drewnianym stołku głaszcząc czarnego kota, którego przygarnęła dwa dni temu. Kociak zamruczał z zadowoleniem i ocierając się o kolana Elizy domagał dalszych pieszczot. Jasnozielone oczy kota uważnie obserwowały swoją panią, która głaskała go po grzbiecie.
      Eliza znalazła zmarzniętego, przemoczonego i głodnego zwierzaka w czwartek. Deszcz padał rzęsiście. Było ponuro i mokro. Z trudem dostrzegła czarny kłębek w krzakach nieopodal domu. Za to doskonale go słyszała, bo zwierzak przeraźliwie miauczał. Dziewczynie żal zrobiło się kota, więc zabrała go do domu. Wysuszyła go i napoiła mlekiem, a później zrobiła mu legowisko w koszu, który ustawiła w rogu swojego pokoju.
- Nauczysz mnie łaciny, mamo? - poprosiła Eliza. - Czy to trudny język? - z uwagą przyglądała się, jak matka sprawnie przesadza małe sadzonki fiołków do glinianych doniczek. W powietrzu unosił się odurzający zapach kwiatów – fiołków, róż, macierzanki, lawendy, jaśminu. Pachniało też świeżą ziemią. Było ciepło i wilgotno, jak to w szklarni.
- Oczywiście, że cię nauczę Elizo – zgodziła się matka cały czas skupiona na swoim zajęciu, które pochłaniało ją bez reszty. Była w swoim żywiole. - Możemy zacząć nawet dzisiaj – zaproponowała i odwróciła się na chwilę w stronę córki.
- Super, bardzo się cieszę. Eliza była rozpromieniona i podekscytowana. - Nie chcesz wiedzieć do czego potrzebna mi jest znajomość łaciny? - uważnie wpatrywała się w twarz matki
 jednocześnie biorąc na kolana kota, który się tego domagał. Zadowolony zwierzak umościł się na kolanach swojej pani po czym zwinął w kłębek i zasnął. Eliza głaskała go w zamyśleniu.
-  Zapewne ma to coś wspólnego z księgami po mojej matce - domyśliła się Elżbieta otrzepując dłonie z ziemi, zdejmując rękawiczki i starając się ukryć niezadowolenie. Od ich ostatniej rozmowy minęło kilka dni. Przez ten czas Elżbieta starała się odwieść córkę od zajmowania się czarodziejskimi miksturami. Na próżno. Eliza pozostała nieugięta.
-  Mamo... zrozum proszę – zaczęła łagodnym tonem dziewczyna, nie chcąc znowu zdenerwować matki - że muszę przejrzeć wszystkie księgi babci. - Chcę wiedzieć wszystko
o eliksirach i o tym, jaki użytek mogę zrobić ze swoich magicznych zdolności. Chcę być przygotowana na to, co ma nastąpić i na spotkanie z moim przeznaczeniem. Ja tak łatwo się nie poddam – oznajmiła zdecydowanym tonem a jej aura zapłonęła jasnym blaskiem. Nieświadoma niczego Eliza wpatrywała się w zamyśleniu w stojącą na najwyższej półce etażerki donicę
z drzewkiem cytrynowym. Matka milczała ze ściśniętym z żalu sercem słuchając słów córki. Nie chciała kolejny raz zaczynać ponownej bezcelowej rozmowy. Wciąż nie udało jej się przekonać Elizy, by ta dała sobie spokój z eliksirami i wróciła do normalnego życia, jakie wiodła nim odkryła w sobie moc. Matka pragnęła, by córka nadal pozostała zwyczajną nastolatką. Nie chciała by Eliza poszła w ślady swojej babki. Aż za dobrze pamiętała, jak to się wtedy skończyło i nie chciała, aby Elizę spotkał ten sam los. Wiedziała jednak, że gdy córka się przy czymś uprze to nie ma zmiłuj. Nie zmieni zdania. Dlatego Elżbieta bardzo bała się o córkę. Myśl o tym, że mogłaby ją stracić za każdym razem mroziła jej pełne matczynej miłości serce. Od kilku dni spędzała bezsenne noce.
Cierpiała nie wiedząc, jak pomóc swojemu dziecku. Czuła się bezradna. - Co ze mnie za matka, myślała, że nie potrafię ochronić własnego dziecka? Te bolesne i niewesołe myśli przerwało pytanie Elizy:
- Dobrze się czujesz mamo? Zaniepokoiła się bowiem widząc pobladłą twarz matki i jej przygaszony, pełen smutku wzrok. Wyglądało to tak, jakby mama zmagała się z jakimś wielkim bólem albo ciężarem, który przygniata jej serce. Eliza wyczuwała emocje kłębiące się w sercu matki.
- Nic mi nie jest córeczko – zapewniła ją Elżbieta starając się za wszelką cenę przywołać na twarz wesoły uśmiech. Ale chyba nie udało jej się to, bo córka nadal patrzyła na nią zatroskanym, uważnym i czujnym spojrzeniem. Martwiła się o mamę. Od tygodnia nie widziała matki uśmiechającej się albo tryskającej dobrym humorem.
- To pewnie z przemęczenia – wyjaśniła córce starając się nadać swojemu głosowi lekceważący ton - za długo pracowałam dzisiaj w szklarni. Może zrobimy sobie małą przerwę – zaproponowała chcąc zmienić temat – i pójdziemy zjeść podwieczorek? Po czym spojrzała na zegarek. Dochodziła piąta. Elżbieta zdjęła fartuch ochronny, w którym zawsze pracowała
w szklarni i skierowała się w stronę wyjścia.
- Chodź córeczko zrobię twoje ulubione naleśniki i herbatę miętową ze świeżych liści mięty, taką jak lubisz – dodała na zachętę.
W odpowiedzi Eliza tylko skinęła głową na znak, że się zgadza i podniosła się powoli nie chcąc obudzić swojego kota. Jednak zwierzak natychmiast się przebudził i zeskoczył na ziemię. Przeciągnął się po czym dystyngowanym krokiem ruszył w stronę wyjścia i usiadł przy drzwiach czekając na swoją panią. Eliza uważnie obserwowała kota. Zastanawiała się jakie dać mu wreszcie imię.
- Może Felix? - zwróciła się z tym pytaniem do swojego pupila. - Co o tym sądzisz? W odpowiedzi kot miauknął, co dziewczyna wzięła za zgodę. Zadowolona, że tak świetnie się rozumieją uśmiechnęła się. - A zatem będziesz nazywał się Felix – zdecydowała. - Chodźmy zatem na ten podwieczorek Feliksie, pewnie jesteś głodny? i opuściła szklarnię. A czarny kot kroczył dumnie krok w krok za nią z miną, jakby właśnie opił się śmietanki.

*

Po podwieczorku złożonym z ćwierć tuzina naleśników z konfiturą truskawkową i filiżance herbaty miętowej, i po pierwszej lekcji łaciny Eliza usiadła na kanapie w salonie. Otworzyła notatnik, w którym zapisała wszystkie słówka i raz jeszcze przeczytała wszystko, czego dzisiaj się nauczyła. Mama okazała się być urodzoną nauczycielką i Eliza cieszyła się, że to właśnie ją poprosiła o pomoc. Dziewczyna postanowiła, że jutro wybierze się na zakupy.
- Potrzebny mi najlepszy słownik łacińsko-polski, bo muszę jak najszybciej zgłębić arkana tego języka - myślała, po czym zabrała się za powtarzanie słówek i zwrotów łacińskich. Coraz bardziej podobał jej się ten język. Felix leżał rozparty na poduszce i lizał łapę zerkając spod oka na swoją panią. Był trochę zazdrosny o to, że jego pani całą uwagę skupia na jakimś nudnym notesie, a nie na nim - Feliksie. Kot postanowił, że zasłuży sobie na zainteresowanie równie silne jakim jego pani obdarza ten głupi notes. Był bardzo wdzięczny Elizie za to, że go przygarnęła i postanowił, że odtąd będzie czuwał nad jej bezpieczeństwem. A gdy będzie trzeba osłoni panią własną piersią. Felix wyczuwał bowiem swoim kocim zmysłem, że jego pani grozi jakieś niebezpieczeństwo. Nawet teraz czujnie rozglądał się na boki w obawie, że gdzieś tam czai się coś złego. Eliza nieświadoma tego, że jej kot właśnie postanowił zostać jej obrońcą zamknęła notes i pogłaskała zwierzaka. Ten zamruczał z zadowoleniem.
- Jutro pójdziemy na zakupy Feliksie - powiedziała do kota drapiąc go przy tym za uchem
i głaszcząc jego lśniącą, czarną sierść - twoja pani musi zakupić kilka niezbędnych rzeczy. - Odwiedzimy też sklep zielarski, bo muszę dokupić parę ziół, których potrzebuję do przyrządzenia eliksiru. Kot uważnie słuchał słów dziewczyny i patrzył przy tym pełnym zrozumienia spojrzeniem a jego jasnozielone oczy błyszczały. Miauknął wyrażając tym swoją zgodę. Siedzenie w domu zdążyło już Feliksa rozleniwić i co tu dużo mówić było po prostu nudne! Dlatego perspektywa wyjścia z domu była dla Feliksa niczym gwiazdka z nieba. Kot już cieszył się na czekające go atrakcje przy zwiedzaniu okolicy.
- Czas iść spać, jutro czeka nas pracowity dzień - Eliza podniosła się z kanapy. Wzięła notes ze stolika i wyszła z pokoju wolnym krokiem. A Felix potruchtał w ślad za swoją panią.

*

Wykąpana i przebrana w piżamę Eliza leżała w łóżku. Felix usadowił się na kołdrze i zwinąwszy się w kłębek drzemał. Eliza zgasiła lampę i przykryła się kołdrą. Leżała wpatrując się w nocne niebo za oknem próbując zasnąć, lecz sen jak na złość nie nadchodził. Zastanawiała się, jak każdego wieczora od tygodnia, co dzieje się z Erykiem, bowiem od tamtego czasu anioł nie pojawił się ani razu. Z jednej strony cieszyła się, że ma wreszcie spokój i, że ciemnowłosy już jej nie nachodzi, a z drugiej czuła dziwny smutek. I pustkę?
- Nie! Dobrze, że Eryk zniknął z mojego życia - myślała - przynajmniej nie muszę oglądać tego jego aroganckiego uśmiechu i słuchać jego kłamstw!
Pomimo tego, że anioł już się nie pojawiał Eliza nadal czuła jego obecność. Jakby ich oboje łączyła jakaś niewidzialna więź.
Jednak mimo to nie ufała aniołowi i postanowiła, że nigdy nie odda mu swojej duszy. I chociaż serce podpowiadało coś zupełnie innego to Eliza nie zamierzała go słuchać.
- Teraz, gdy wiem na czym zależy Erykowi mogę wykorzystać tę wiedzę przeciwko niemu...




Komentarze