Pocałunek, który zmienił wszystko.
Rozdział V
,, Kolacja''
- Luiza?! Głos Michała rozszedł
się echem po dużym holu.
- Jestem w salonie. Chodź
tutaj! Odkrzyknęła. - Mam dla ciebie niespodziankę. Głos żony był zaskakująco
miły.
- Co ona znowu kombinuje? -
pomyślał nieufnie. Wszedł do salonu i z wrażenia zamarł zaskoczony tym, co
widzi. - Chyba mam jakieś omamy, pomyślał. Zamrugał kilka razy jednak po chwili
zdał sobie sprawę, z tego że obraz nie
zniknął a to, co widzi to nie wytwór jego wyobraźni.
Stół suto zastawiony
wykwintnymi potrawami - duszoną jagnięciną, kaparami, sałatką z pora. Do tego
najlepsza zastawa, kieliszki, srebrne sztućce i butelka jego ulubionego wina -
Bordeaux rocznik 96.
- Coś świętujemy? - zapytał
żonę zaskoczony jej eleganckim strojem.
Luiza ubrana w czerwoną
jedwabną sukienkę posłała mężowi podejrzanie czuły uśmiech. Włosy opadały jej
miękkimi falami na ramiona a czerwona szminka podkreślała jeszcze bardziej
ognisty kolor jej sukienki.
- Przygotowałam dla nas
kolację, nie cieszysz się? - starała się by jej głos był ciepły, miły. -
Chciałam cię przeprosić za naszą ostatnią kłótnię - rzekła skruszonym głosem.
- To mile, ale niepotrzebnie się trudziłaś
- odparł - nie jestem głodny. Musimy
porozmawiać...
- O czym?! W głosie Luizy
zabrzmiała niebezpieczna nuta.
Mimo to Michał wiedział, że
nie może się teraz wycofać. Muszę zrobić to, co i tak nieuniknione. Wziął
głęboki oddech po czym powiedział spokojnym, rzeczowym głosem:
- O naszym rozwodzie.
Przemyślałem wszystko i uważam, że to będzie dla nas najlepsze rozwiązanie. Nic
nas nie łączy już od dawna i jesteśmy jak dwoje obcych sobie ludzi - dokończył
patrząc żonie prosto w oczy. - Oczywiście będziesz zabezpieczona do końca
życia. Teraz będziesz mogła żyć jako kobieta wolna i niezależna, będziesz mogła
robić to na co przyjdzie ci ochota.
Luiza najpierw zbladła by po
chwili czerwona ze złości wykrzyczeć mu w twarz:
- Jak możesz być takim
nieczułym egoistą?! Jej oczy sypały iskry. Była wściekła. - Czy choć chwilę
pomyślałeś o tym, jak ja się czuję? Gdy mój mąż nagle ni stąd ni zowąd po
dziesięciu latach małżeństwa oznajmia mi, że chce odejść. Myślisz, że ci na to
pozwolę? Jeśli tak to jesteś w błędzie. - syknęła - Jesteś tylko mój!
Michał starał się ją uspokoić,
lecz nie udało mu się to.
- Luiza, uspokój się. To moja
ostateczna decyzja, zrozum, przecież wiesz, że cię nie kocham.
- I co z tego?! - warknęła. -
Należysz do mnie!
Michał starał się zachować spokój, ale nie udało mu
się to, znów dał się sprowokować.
- I tak odejdę - krzyknął jej
prosto w twarz - wiesz o tym, że ja nie rzucam słów na wiatr.
- Po moim trupie! Luiza z
wściekłości aż tupnęła nogą. Wiedziała, że to dziecinne, ale nie obchodziło ją
to. I nagle uzmysłowiła sobie, że zna powód decyzji męża. Olśniona z
niebezpiecznym błyskiem w oku rzuciła:
- Masz kogoś! Dlatego chcesz odejść...
Michał milczał nie chcąc
jeszcze bardziej rozdrażnić Luizy. Wiedział, że jego żona potrafi być
nieobliczalna. Nie chciał, by dowiedziała się o Adriannie.
-Kim jest ta lafirynda?! Mów
natychmiast. Wybuchła ponownie robiąc krok w jego stronę. - I tak się dowiem.
Znajdę ją i zniszczę. - rzuciła z nienawiścią.
Michał wreszcie odzyskał głos:
- Jesteś szalona. -
stwierdził. - Opamiętaj się proszę, póki nie jest za późno. Czy ty siebie
słyszysz?! Co się z tobą dzieje Luiza?
Jednak ona była już tak wściekła, że nic do niej nie
docierało.
- I wiesz co? - wysyczała - prędzej
cię zabiję niż pozwolę odejść. Wzrok
miała lodowaty i patrzyła na niego z nienawiścią.
Michał poczuł nieprzyjemny
dreszcz, wzdrygnął się. Nigdy jeszcze nie widział jej takiej. Ona naprawdę jest
szalona, przebiegło mu przez myśl.
- Teraz przesadziłaś. Jutro składam wniosek u
adwokata. Nie próbuj mi grozić ani mnie szantażować, bo nic ci z tego nie
przyjdzie - oznajmił chłodno głosem zimnym i twardym jak stal.
Luizie pod
wpływem jego słów łzy stanęły w oczach, drżała, zacisnęła pięści ze złości i
bezsilności. Nie chciała sie poddać.
- Nie zrobisz mi tego. Nie pozwolę na to! Nie upokorzysz mnie w taki
sposób!
- Przykro mi, ale to koniec.
Pogódź się z tym. - Jeszcze dzisiaj zabiorę swoje rzeczy, oznajmił. - Wychodzę,
nie czekaj na mnie, rzucił w jej stronę po czym wybiegł z salonu.
Po chwili słychać było trzask zamykanych drzwi
frontowych. W domu zapanowała martwa cisza. Luiza oniemiała stojąc niczym posąg
po czym nagle wróciła jej energia i z furią zaczęła zrzucać talerzyki,
kieliszki i filiżanki ze stołu, rozsypując wszystko w drobny mak. Smętne
resztki wykwintnych dań leżały rozrzucone po całym dywanie. Kieliszek wina
rzucony z dziką furią rozbił się o ścianę zostawiając szkarłatną plamę, a wino
ciekło po białej ścianie zostawiając na niej krwisty ślad. Wtedy dopiero
ochłonęła. Wyjęła z dekoltu malutką buteleczkę z trucizną i ścisnęła ją z
gniewem. Była zła i rozczarowana, że nic nie wyszło z jej planu.
- Muszę wymyślić inny rodzaj zemsty na moim
niewiernym mężu, pomyślała z szaleństwem w oczach. Zazdrość ją zaślepiała. I
choroba. Choć Luiza jeszcze nie wiedziała o tym, że to właśnie nieuleczalna
choroba tak ją zmieniła. Wkrótce oboje mieli się o tym przekonać.
- Nigdy ode
mnie nie odejdziesz! Nie pozwolę okryć się hańbą! - krzyczała z nienawiścią
myśląc o mężu. Wciąż nie chciała uwierzyć, że jej małżeństwo dobiegło końca. -
Jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa, pomyślała mściwie pałając chęcią
zemsty, po czym niespodziewanie rozpłakała się jak małe dziecko, któremu
odebrano ulubioną zabawkę.
Komentarze
Prześlij komentarz