Pocałunek, który zmienił wszystko.
Rozdział XI
,, Pozory nie zawsze mylą”
Tydzień później podinspektor
Marek Podkowiński zwołał zebranie
dotyczące śledztwa w sprawie
nagłej śmierci Luizy Korzyńskiej. Punkt dziewiętnasta wszyscy zajmujący się
sprawą stawili się w gabinecie szefa.
Wokół biurka po prawo na
czarnej, skórzanej kanapie siedzieli patolog – starszy, chudy, siwowłosy
mężczyzna wyglądem przypominający jaszczurkę – doktor Janusz Pazurkiewicz, obok
niego analityk z laboratorium – Justyna Kalinowska, niska, drobna szatynka,
której znakiem rozpoznawczym był kolor miętowy, bo tylko w tym kolorze nosiła
ubrania, koledzy z pracy mówili na nią ,,Mięta” oraz po lewo na krzesłach siedzieli dwaj nierozłączni
śledczy Rafał Walczak – wysoki, niezwykle przystojny, dobrze zbudowany brunet
po trzydziestce oraz Adam Nowalijka – niski, krępy blondyn o błękitnym
niewinnym spojrzeniu, który swoim niepozornym wyglądem wywiódł w pole
niejednego przestępcę. Obaj byli piekielnie inteligentni, potrafili
przesłuchiwać świadków i podejrzanych w taki sposób, że ci zeznawali wszystko
jak na spowiedzi.
Zebranie rozpoczął Podkowiński
od powitania, po czym zwrócił się z pytaniem do analityczki:
-
Justyna powiedz nam, co wykazała analiza zawartości kieliszka z winem
oraz butelki znalezionej na nocnej szafce denatki.
W odpowiedzi kobieta
natychmiast ożywiła się a chabrowe oczy rozbłysły.
- W obu z nich znalazłam tę samą substancję –
cyjanek potasu. Buteleczka pięciogramowa zawierała niecałe dwa gramy cyjanku, z
kolei w kieliszku znajdowało się wino pomieszane z tą trucizną. Cyjanek potasu
jest wiadomo bardzo silną trucizną. Już dwieście – trzysta miligramów zagrażają
życiu. Jego trujące działanie polega na blokowaniu procesu oddychania na
poziomie komórkowym. W organizmie denatki znajdowało się ponad dwieście
miligramów cyjanku. To była dla niej dawka śmiertelna.
-
Dziękuję. Janusz powiedz, co wykazała sekcja zwłok – Podkowiński
spojrzał w stronę doktora Pazurkiewicza czekając na jego sprawozdanie.
Patolog poprawił okulary po
czym otworzył teczkę z dokumentami.
- W treści żołądkowej znalazłem
śladowe ilości cyjanku potasu, pozostałości po niewielkim obiedzie składającym
się z bulionu i warzyw duszonych na parze. Ciało miało odcień lekko różowy, co
jest wynikiem zmniejszonego zużycia tlenu przez tkanki. Zgon nastąpił bardzo
szybko. Denatka po prostu się udusiła. Wyczułem też zapach gorzkich migdałów,
który jest bardzo charakterystyczny dla zatrucia cyjankiem potasu. Godzina
zgonu – 16.20 – podał zerkając do wyników sekcji.
Podkowiński podziękował
patologowi za sprawozdanie, po czym na koniec zapytał:
- Czy potwierdziło się
zeznanie Korzyńskiego, że jego żona cierpiała na guza mózgu?
- Tak, w mózgu denatki znalazłem
trzy różnej wielkości guzy. Jeden półtora milimetrowy i dwa pół milimetrowe. Pobrałem
wycinki do badań. Niestety guzy były złośliwe i ciągle rosły. Mogła jeszcze żyć
jakieś dwa, góra trzy miesiące – wyjaśnił.
- Dziękuję, a co z alibi męża
i pielęgniarki?
- Potwierdziło się. Mąż
faktycznie był w pracy, mam już zeznania jego pracowników i kontrahenta z
którym rozmawiał w czasie, gdy jego żona umierała, nie mógł więc być w
mieszkaniu. Co do pielęgniarki ona również w czasie zgonu denatki znajdowała
się poza domem, potwierdził to aptekarz oraz kilku pacjentów, którzy czekali w
aptece i rozmawiali z pielęgniarką, dozorca widział jak kobieta wchodzi do
apartamentu o dziesięć po piątej. Wykluczone żeby mogła podać truciznę
Korzyńskiej – relacjonował zdobyte informacje sierżant Walczak.
- Ale odkryliśmy kilka nowych
faktów – wtrącił Nowalijka. - Po pierwsze udało nam się dowiedzieć, że
Korzyński od kilku tygodni miał romans. Popytaliśmy osoby z otoczenia zarówno
Korzyńskiego jak i Adrianny Listkowskiej, i
kilkoro z nich potwierdziło, że tych dwoje mogło mieć romans. Na co jednak
niezbitych dowodów nie znaleźliśmy. Jedynie domysły i przypuszczenia. W
dodatku po sprawdzeniu alibi tej prawniczki musieliśmy ją wykluczyć, bo kobieta
w tym czasie znajdowała się w innym mieście i co więcej była na spotkaniu, tak
więc kochanka męża denatki również odpada.
- A co z dowodami znalezionymi na miejscu
zdarzenia?
- Zabezpieczyliśmy laptop denatki. Odciski w
sypialni, gdzie zmarła Korzyńska znajdujące się na buteleczce należały do niej,
jej męża, pielęgniarki i lekarza, który przyszedł stwierdzić zgon. Na kieliszku
z winem odkryliśmy tylko ślady należące do denatki. Śladu obecności innych osób
nie stwierdziliśmy. W laptopie Korzyńskiej nasz technik znalazł strony
poświęcone truciznom. Na wyciągu z konta bankowego posiadanego przez Korzyńskich
znaleźliśmy potwierdzenie przelewu za zamówiony przez internet cyjanek. Data
jest sprzed kilkunastu tygodni.
- Wygląda na to, że Luiza Korzyńska faktycznie
popełniła samobójstwo. Najprawdopodobniej była załamana wiadomością o swojej
nieuleczalnej chorobie a także romansem męża z inną kobietą. Nie widzę innej
możliwości rozstrzygnięcia tej sprawy, wszystkie dowody wskazują jednoznacznie
na to że Korzyńska sama odebrała sobie życie. Jedyne, co mnie zastanawia to
fakt, że nie zostawiła żadnego listu, a to by jednoznacznie potwierdziło nasze
przypuszczenia. Mimo to możemy zakończyć to
śledztwo i uznać śmierć denatki za samobójstwo – podsumował Podkowiński.
Czy zgadzacie się z moją opinią?
Wszyscy znajdujący się w
gabinecie przytaknęli głowami, po czym każdy z nich oddał swój raport dotyczący
tej sprawy.
- Dziękuję wszystkim za pomoc,
Rafał zawiadomisz rodzinę, że mogą już zabrać ciało zmarłej. Sierżant skinął
głową po czym wszyscy opuścili gabinet a Podkowiński zamknął teczkę z aktami
sprawy i schował ją do szuflady biurka.
***
Pogrzeb Luizy Korzyńskiej
odbył się kilka dni później. Ciało zostało skremowane, a prochy umieszczone w
urnie, którą postawiono na postumencie w przycmentarnej kaplicy. Nad urną
zawieszono czarno-białe zdjęcie Luizy. Ścieżkę od wejścia do kaplicy po
postument z urną wyłożono bordowym dywanem. Miejsce wkoło postumentu tonęło w
kwiatach, były to głównie białe kalie i lilie, wyjątek stanowiły bordowe róże,
które były darem pożegnalnym od męża. W kaplicy słychać było szlochy, płacz i
szepty oraz ciche modlitwy, odmawiane za duszę zmarłej. By towarzyszyć
Korzyńskiej w ostatniej drodze życia zabrali się rodzice Luizy, wszyscy bliżsi
i dalsi krewni, zarówno ci ze strony Michała jak i Luizy, ponadto przyszli też
bliscy przyjaciele i znajomi rodziny oraz partnerzy biznesowi Michała, z
żonami, którzy mieli styczność z Luizą przez te wszystkie lata, gdy spotykali
się na wspólnych przyjęciach biznesowych i licznych koktajl party.
Wśród obecnych na pogrzebie
gości znalazła się również Adrianna, której towarzyszyła Monika. Obie kobiety
siedziały w ostatniej ławce, pogrążone w zadumie, po twarzy Adrianny płynęły
łzy. Kobieta wiedziała, że jej obecność może być tutaj niemile widziana, ale
pomimo tego chciała być blisko Michała. Wiedziała, że ukochany jest zrozpaczony
śmiercią żony i czuje się winien tego, co się stało. Ona sama także miała
wyrzuty sumienia, ostatnie noce spędziła bezsennie myśląc nieustannie o tym, co
sprawiało jej ból, czyli o swoim romansie z żonatym mężczyzną. Z mężczyzną,
którego prawie odebrała nieuleczalnie chorej kobiecie. Dobrze, że ta znajomość
nie zabrnęła za daleko nim byłoby za późno, pomyślała. Przynajmniej zachowałam
jakoś resztki szacunku do samej siebie. Ciekawe jak Michał radzi sobie z tym
wszystkim, myślała, pewnie jest mu teraz cholernie ciężko. Spojrzała przy tym
na mężczyznę, który siedział najbliżej urny. Ubrany w czarny garnitur, lekko
zgarbiony, ze wzrokiem utkwionym w zdjęcie zmarłej żony. Ciemne włosy miał w
nieładzie, twarz bledszą niż kiedy Adrianna widziała go ostatnim razem, ciemne
cienie pod oczami świadczyły o tym, że on również ma za sobą nieprzespane noce. Adrianna wiele by dała, by jeszcze kiedyś móc zobaczyć tę
przystojną, męską twarz uśmiechniętą, a w szmaragdowych oczach ujrzeć dawny
blask. Jej rozmyślania przerwało przybycie ubranego w fioletowy ornat księdza,
który po krótkiej modlitwie za zmarłą polecił żałobnikom, by przeszli na
cmentarz. Zabrano urnę z prochami, kwiaty, wieńce i orszak pogrzebowy wyruszył z kaplicy kierując się w stronę znajdującego się w pobliżu cmentarza, na którym znajdowała się pieczara, w której chowano zmarłych z rodziny Korzyńskich. Kiedy nabożeństwo żałobne się
skończyło najbliżsi podeszli by ostatni raz pożegnać się ze zmarłą, po czym
urnę złożono w grobie i zamknięto pokrywę. Ułożono kwiaty na nagrobku, który
tonął teraz w bieli, zieleni i czerwieni. Zapach wosku z palących się zniczy
rozchodził się po całym cmentarzu, łzy same cisnęły się do oczu, nawet niebo na
chwile pokryło się chmurami a wiatr ucichł. Adrianna tłumiąc szloch zachwiała
się, gdy podtrzymywana przez Monikę opuszczała cmentarz i jej spojrzenie na
ułamek sekundy spotkało się ze spojrzeniem Michała. Ból, cierpienie i tak
wielka rozpacz w oczach ukochanego sprawiły, że zabrakło jej tchu. Skinęła mu
tylko lekko głową i odeszła, czując na plecach jego wzrok.
***
Michał był zaskoczony widokiem
Adrianny, której nie spodziewał się zobaczyć na pogrzebie żony. Nie widział jej
od czasu, gdy oznajmił że muszą się rozstać, bo on musi być przy chorej żonie.
Teraz gdy Luiza umarła Michał, czuł się rozdarty pomiędzy uczuciem jakie
łączyło go z Adrianną a obowiązkiem wobec żony. Czuł nie tylko wyrzuty sumienia
dlatego, że prawie zdradził Luizę, ale również żal, że zmarnował ostatnie
miesiące jej życia na kłótnie i wzajemne pretensje, kiedy mógł się z nią
pogodzić i sprawić by choć te kilka ostatnich tygodni była szczęśliwa. Nie
zdążył się nawet z nią pożegnać, bo praca była ważniejsza. Wtedy myślał, że
jeszcze ma czas. Nie przewidział, tego, że żona odbierze sobie życie. Czuł się
winny jakby to on sam podał jej truciznę.
Gdyby mógł cofnąć czas
zachowałby się zupełnie inaczej. Ale czasu nie da się cofnąć. Trzeba żyć dalej
czując niechęć i odrazę do siebie samego. Michał nie mógł znieść tych
wszystkich współczujących spojrzeń rodziny i znajomych, czując się jak zdrajca.
Jego samopoczucia nie poprawił też widok ukochanej. Była piękna jak zawsze, a
czarny kostium tylko podkreślał jej bladą cerę i karminowe usta. Duże
jasnozielone oczy były pełne smutku. Patrząc w nie Michał czuł jak opuszcza go
całe napięcie, chciał podbiec do niej i chwycić ją w ramiona i tulić aż
zabraknie im tchu. Jednak nie mógł tego zrobić. Wiedział, że ich drogi się
rozeszły. Teraz nie miał już nic. Pozostała mu tylko praca. Jego serce rozpadło się na milion maleńkich i ostrych jak lód kawałków, które raniły i
sprawiały ból. Michał już nie wierzył w to, że coś dobrego może go jeszcze w
życiu spotkać.
Jakże się mylił. Nie wiedział,
że przed przeznaczeniem nie da się uciec.
Komentarze
Prześlij komentarz