Pocałunek, który zmienił wszystko.

Rozdział X

,, Luiza, coś ty zrobiła? ''

Informacji o swojej nieuleczalnej chorobie Luiza nie przyjęła zbyt dobrze. I chociaż Michał obiecał żonie, że będzie się nią opiekował i pomoże jej w walce z chorobą, ta całkiem zamknęła się w sobie. Nie chciała nikogo widzieć ani z nikim rozmawiać. Całe dnie leżała wpatrzona nieruchomym wzrokiem w ścianę. Odmawiała też przyjmowania leków. Jednym słowem całkowicie się załamała. Po tygodniu zażądała od lekarza by ten wypisał ją ze szpitala. Oznajmiła, że nie chce dłużej być w szpitalu ani nie chce się leczyć. Nawet usilne namowy lekarzy, psychologa, Michała i rodziców Luizy na nic się zdały. Kobieta pozostała nieugięta. Wyjdzie ze szpitala, już postanowiła, że resztę czasu, który jej został spędzi w domu. Wreszcie po tygodniu bezcelowych przekonywań i po podpisaniu oświadczenia przez Luizę, że ta wypisuje się na własne żądanie i jest świadoma swojej decyzji Korzyńska opuściła szpital, z którego odebrał ją Michał. Mąż zawiózł ją do domu, gdzie już czekała zatrudniona przez niego pielęgniarka. Michał zajmował się żoną troskliwie, dbał o nią, ale nie mógł być przy niej cały czas. Musiał pracować. I wtedy Luiza zostawała pod opieką pielęgniarki, pani Lucyny.
Po kilku spokojnych tygodniach, gdy pewnego popołudnia Michał wrócił z pracy zastał w salonie płaczącą histerycznie pielęgniarkę.
- Pani Lucyno, co się stało?! - zaniepokoił się.
-  Luiza... Ona... - Kobieta zalała się łzami nie mogąc więcej wydusić z siebie słowa.
W tej sytuacji bezradny Michał pobiegł na górę do sypialni żony. Stanął oniemiały w drzwiach widząc na łóżku leżącą nieruchomą postać. Luiza była zaróżowiona na twarzy, ale jej nieruchome, martwe spojrzenie patrzyło w sufit. Podszedł do niej i sprawdził puls. Jednak nie wyczuł najmniejszych oznak życia. Dotknął lodowato zimnej dłoni żony. Luiza była martwa. W powietrzu unosił się lekko wyczuwalny zapach gorzkich migdałów.  Michał spojrzał na nocną szafkę, na której dostrzegł kieliszek z winem i leżącą obok małą fiolkę, z której wysypał się jakiś biały proszek. Mężczyzna podszedł do szafki i obejrzał buteleczkę. Etykietka z jakąś łacińską nazwą nic mu jednak nie mówiła. Po chwili przypomniał sobie, że musi zadzwonić do lekarza, żeby stwierdził zgon. Zrobił to niezwłocznie po czym usiadł na krześle i ukrył twarz w dłoniach. Wszystkie czynności wykonywał mechanicznie. W sercu czuł pustkę i ogromny żal. Poczuł jak łzy spływają mu po twarzy. Otarł je ze zniecierpliwieniem dłonią. Był na siebie zły za to, że wcześniej nie wrócił z pracy, może by jeszcze zastał żonę żywą.
To wszystko moja wina. Nie powinienem jej zostawiać samej, wiedząc w jakim jest stanie.
Jego rozmyślania przerwało przybycie doktora Marianowskiego, który był lekarzem rodziny Korzyńskich i zajmował się ich zdrowiem od lat. Był to chudy, siwowłosy mężczyzna w okularach, o wyblakłym błękitnym spojrzeniu. To, co usłyszał przez telefon bardzo go zmartwiło. Znał Luizę i bardzo ją lubił. Wieść o jej śmierci zasmuciła go. Przywitawszy się z Michałem doktor podszedł do Luizy dokonał oględzin ciała, by stwierdzić zgon. Wiedząc, że Luiza cierpiała na nowotwór mózgu i w każdej chwili mogła umrzeć. Jednak gdy lekarz sięgnął po formularz, by wypisać świadectwo zgonu jego wzrok padł na nocną szafkę. W pierwszym momencie, nie wiedział na co patrzy, ale po chwili szoku oprzytomniał. Doktor wziął delikatnie fiolkę i uważnie obejrzał jej zawartość, zwracając uwagę na etykietkę. Jego twarz zrobiła się szara. Odwrócił się w stronę Michała i powiedział:
 - Obawiam się, że Luiza mogła to zażyć. Buteleczka zawiera truciznę - wyjaśnił doktor. - Silną truciznę. To cyjanek potasu. Musiała to wypić razem z winem. Trzeba oddać próbkę do analizy.
- To niemożliwe! To musi być jakaś pomyłka! Głos Michała był wzburzony, niedowierzający. - Znam Luizę, ona nie byłaby zdolna do czegoś takiego..
- W tej sytuacji należy przeprowadzić sekcję zwłok i dopiero wtedy poznamy przyczynę śmierci. I dopiero wtedy będę mógł wystawić świadectwo zgonu. Przykro mi Michał - doktor patrzył na niego z troską.
- Rozumiem, niech pan robi, to co trzeba. Jednak nie mogę w to uwierzyć, że Luiza mogłaby popełnić samobójstwo. Owszem była załamana, ale myślałem, że już pogodziła się z losem - rzekł łamiącym się głosem kręcąc przy tym z niedowierzaniem głową.
 - Muszę też zawiadomić policję - dodał cicho doktor.
 - Co takiego?! Ale dlaczego? - zdziwił się Michał.
 - Takie są procedury, nie mogę inaczej postąpić, przykro mi. Wiem jak jest ci teraz ciężko - doktor starał się go pocieszyć.
Jednak Michał milczał załamany po tym, co usłyszał z ust lekarza. Myśli kłębiły się w jego głowie jak oszalałe. Wciąż nie wierzył w to, co się działo.
- Muszę porozmawiać z panią Lucyną - oznajmił zdecydowanym tonem Michał. - Muszę wiedzieć, co się tutaj wydarzyło, gdy byłem w pracy. Mówiąc to wyszedł z sypialni i skierował się do kuchni, gdzie znajdowała się roztrzęsiona i zalana łzami pielęgniarka.


***
Gdy tylko Michał zszedł na dół do salonu usłyszał dzwonek do drzwi. Poszedł więc otworzyć. Za drzwiami stało trzech policjantów w niebieskich mundurach i czarno - żółtych kamizelkach. Był wśród nich policyjny technik i fotograf. Michał wskazał śledczym drogę do sypialni zmarłej żony.
W salonie  pozostał podinspektor Marek Podkowiński zajmujący się sprawą, który chciał przesłuchać Michała. Policjant był to wysoki, barczysty brunet z lekką siwizną przy skroniach, dobrze zbudowany i roztaczający wokół siebie aurę władzy i pewności siebie. Podkowiński miał przenikliwe i czujne spojrzenie. Nic nie ubiegło jego uwadze. W prawej dłoni trzymał notes w skórzanej oprawie.
- Możemy porozmawiać? - zwrócił się z tym pytaniem do Michała, który stanął przy oknie wpatrując się nieruchomym wzrokiem w kominek, nad którym wisiało ślubne zdjęcie jego i żony. Skinięciem głowy odpowiedział na pytanie policjanta. Ten w odpowiedzi otworzył notes, wyjął z kieszeni długopis i zapytał:
- O której godzinie wrócił pan do domu?
Michał milczał chwilę, próbując sobie przypomnieć.
 - Było już po siedemnastej, ale nie wiem dokładnie, bo nie patrzyłem na zegarek - wyjaśnił. Nadal był w szoku po tym, co się stało i wciąż nie doszedł do siebie. -  Zastałem panią Lucynę, pielęgniarkę – wyjaśnił - płaczącą w salonie, a gdy nie udało mi się dowiedzieć od niej, co się stało tknięty dziwnym przeczuciem poszedłem do sypialni żony.
- I co było dalej? - wtrącił śledczy.
- Zastałem widok, który mną wstrząsnął - odrzekł Michał łamiącym się głosem. -  Luiza leżała na łóżku - relacjonował - nie ruszała,  podszedłem do niej i sprawdziłem puls. Jednak nie wyczułem żadnych oznak życia.
- Dobrze, a więc znalazł pan żonę martwą i..? - chciał wiedzieć Podkowiński.
- Zadzwoniłem po naszego lekarza rodzinnego - wyjaśnił Michał. - A wcześniej znalazłem tę buteleczkę na nocnej szafce.
- Czy przedtem nie zauważył pan tej fiolki? Jak pan myśli, gdzie żona mogła zdobyć truciznę? - dopytywał się śledczy.
 - Nie wiem, nie widziałem wcześniej tej buteleczki, nie mam pojęcia skąd Luiza mogła ją wziąć - odrzekł z goryczą.
-  Sprawdzimy to - rzekł Podkowiński. - Czy pana żona miała powód, żeby chcieć odebrać sobie życie?
Michał wziął głęboki oddech. Po czym zrezygnowanym głosem odparł:
- Luiza była nieuleczalnie chora. Niedawno stwierdzono u niej złośliwy nowotwór mózgu, ale wydawała się być pogodzona z losem i nie przypuszczałem, że może zrobić coś takiego... - dokończył z trudem. Smutek i żal w  głosie Michała mieszały się z niedowierzaniem.
- A co pan robił przez całe popołudnie?
- Byłem w firmie - odparł zdziwiony pytaniem Michał.
- Ktoś może to potwierdzić? - chciał wiedzieć aspirant, patrząc na niego uważnie.
 - Tak, moja sekretarka, kontrahent z którym rozmawiałem - zaczął wymieniać Michał.
- Dobrze, sprawdzimy to - oznajmił Podkowiński zapisując sobie coś w notesie.
- Pan chyba nie myśli, że mogłem otruć żonę? Michał był wzburzony. Ze zdenerwowania zaczął krążyć po pokoju.
- Proszę się uspokoić, panie Michale. Takie są procedury i musimy sprawdzić każdą ewentualność - wyjaśnił. - Jeśli pana alibi się potwierdzi nie ma się pan czym martwić - dodał spokojnym, ale stanowczym głosem Podkowiński.
Michał nie zdążył nic odpowiedzieć, bo w tym momencie z sypialni Luizy wyszli pozostali policjanci. Jeden z nich skierował się w stronę aspiranta i ściszając ton powiedział:
- Skończyliśmy szefie, zabieramy ciało do kostnicy. Patolog już czeka.
- Dobrze. Chcę najszybciej, jak to będzie możliwe zapoznać się z wynikami sekcji. Muszę znać godzinę zgonu i przyczynę śmierci denatki - oznajmił.
-  Tak jest, szefie.
Po czym cała ekipa wyszła z domu a sanitariusze zabrali ciało Luizy.
Michał nie odezwał się ani jednym słowem odkąd wyniesiono ciało żony. Zdawał się nie zauważać tego, co dzieje się dzieje wokół niego.
- Panie Michale, zwrócił się do niego sierżant, czy mógłbym jeszcze porozmawiać z państwa pielęgniarką?
-  Pani Lucyna jest w kuchni - odrzekł Michał. - Musiała zażyć środek uspokajający, wyjaśnił.
-  W odpowiedzi policjant skinął głową i skierował się do kuchni. Faktycznie zastał tam pochlipującą kobietę siedzącą przy stole. Wpatrywała się nieruchomym wzrokiem w jakiś punkt za oknem. Miała na sobie biały pielęgniarski kitel, który z trudem opinał jej pulchną i masywną sylwetkę. Ciemne, grube włosy spięła w ciasny kok a rumiana, pucołowata twarz z niemal czarnymi oczami i wąskimi zaciśniętymi w kreskę ustami nadawała jej wygląd bardziej wiejskiej gospodyni niż pielęgniarki.
- Pani Lucyna Walczak? - zapytał podinspektor spoglądając do notesu.
W odpowiedzi kobieta spojrzała na niego jakby dopiero teraz zdając sobie sprawę z jego obecności. Oczy miała zaczerwienione od płaczu i co chwila pociągała nosem.
- To pani znalazła ciało Luizy Korzyńskiej? - zapytał śledczy uważnie obserwując kobietę.
W odpowiedzi pielęgniarka pobladła jeszcze bardziej, a w oczach znów błysnęły jej  łzy. Skinęła głową.
- Proszę mi opowiedzieć wszystko od początku. Podkowiński starał się przemawiać do niej spokojnym tonem, jak do małego dziecka, wiedząc, że kobieta nadal jest roztrzęsiona i zdenerwowana.
 - Pani Korzyńska wysłała mnie do apteki - zaczęła drżącym głosem kobieta - powiedziała, że skończyły się jej proszki od bólu głowy oraz, że od rana skarży się na potworną migrenę. Wzięłam więc receptę i wyszłam po leki. Oczywiście jak na złość w aptece była duża kolejka, więc musiałam czekać.
- O której pani wyszła?
- Chwilę po szesnastej. Nie pamiętam dokładnie - stwierdziła pielęgniarka po namyśle.
-  Dobrze - śledczy zapisał coś w notesie po czym zapytał:
- Jak długo była pani w aptece i o której wróciła pani do domu?
Kobieta zastanowiła się chwilę.
- Około godziny, może trochę dłużej, nie wiem nie patrzyłam na zegarek - mówiła dalej – jak wróciłam zastałam w domu martwą ciszę.
- Która to mogła być godzina? - ponowił pytanie policjant.
Pani Lucyna rozłożyła bezradnie ręce i pokręciła przecząco głową. Na jej twarzy malowała się rezygnacja.
-  No dobrze, zgodził się śledczy. I co było dalej?
- Nadal nie mając żadnych złych przeczuć weszłam do sypialni pacjentki - pomyślałam, że pewnie zasnęła. Pani Korzyńska często spała w ciągu dnia wyczerpana silnymi atakami bólu - wyjaśniła pielęgniarka. - Zajrzałam do sypialni pani Luizy i znalazłam ją leżącą na łóżku. Gdy tylko ją zobaczyłam wiedziałam, że nie żyje. Patrzyła nieruchomym i niewidzącym wzrokiem w sufit... - pielęgniarka przerwała i zalała się łzami.
- Spokojnie pani Lucyno - starał się uspokoić kobietę. - Znalazła pani martwą pacjentkę i co pani zrobiła później? Jaka była pani pierwsza myśl?
- Byłam zaskoczona – oznajmiła - ale wiedziałam, że pani Korzyńska cierpi na nowotwór mózgu i w każdej chwili może... odejść -  dokończyła po chwili, bo znowu wstrząsnął nią szloch i zaczęła płakać w dużą, kraciastą chusteczkę, którą trzymała w dłoniach.
- Czy dotykała pani kieliszka albo buteleczki z trucizną? Chciał wiedzieć policjant.
- Owszem - przyznała kobieta. - Zastanowiło mnie czemu na nocnej szafce stoi kieliszek z winem, którego wcześniej tam nie było. Zobaczyłam też fiolkę, z której wysypało się trochę białego proszku. Podeszłam więc i uważnie obejrzałam ją, myśląc, że pani Korzyńska znalazła jakiś lek przeciwbólowy i go zażyła - ciągnęła dalej pielęgniarka. - Znam łacinę, więc odczytałam bez trudu napis na etykietce. Doznałam szoku, gdy zdałam sobie sprawę z tego, że to bardzo silna trucizna. Nie wiedziała co robić - tłumaczyła łamiącym się głosem. - Rzuciłam buteleczkę ze wstrętem i wybiegłam z sypialni żeby zatelefonować męża pacjentki. Jednak nie byłam w stanie opanować płaczu. Wpadłam w histerię, nie mogłam się uspokoić. I tak znalazł mnie pan Korzyński. Bardzo lubiłam panią Luizę. Przez ten okres, kiedy się nią opiekowałam dużo rozmawiałyśmy i bardzo się zżyłam z pacjentką, wyjaśniła pielęgniarka.
- Proszę mi jeszcze powiedzieć, w której aptece była pani po leki?
- W tej na końcu ulicy. W ,, Medifarm'' - odparła pielęgniarka.
 - Dobrze, sprawdzimy to - rzekł policjant zerkając do notesu. - Dziękuję pani za rozmowę. W razie jakichkolwiek pytań skontaktujemy się jeszcze z panią, rzekł na koniec podinspektor Podkowiński, po czym opuścił kuchnię zostawiając zamyśloną pielęgniarkę.

***
Adrianna właśnie położyła się do łóżka, gdy zadzwonił telefon. Odebrała po trzecim sygnale:
- Halo?
- Ada? Nie uwierzysz, co się stało! - głos Moniki aż kipiał z emocji. - Właśnie dowiedziałam się od Bartka.
- O co chodzi? - przerwała jej Ada ze zniecierpliwieniem. - Mów szybko, bo chciałabym wreszcie położyć się spać. Padam z nóg - narzekała. Wciąż cierpiała po rozstaniu z Michałem, choć od tego czasu minęło już dobrych kilka tygodni. Wszystko ją drażniło i denerwowała się o byle co. Dzisiaj też była nie w humorze. Mocnej ścisnęła słuchawkę telefonu.
- Luiza nie żyje... - wyznała jej grobowym głosem Monika.
-  Co takiego? Ale jak to? Adrianna aż usiadła, kompletne zaskoczona wiadomością.
- Podobno zażyła jakąś truciznę. Uwierzysz? - gorączkowała się Monika.
 Adrianna nie była w stanie wydusić z siebie słowa. Oszołomiona usłyszaną informacją próbowała jakoś przyswoić sobie to wszystko.
- Ada? Jesteś tam? - zaniepokoiła się Monika, gdy odpowiedziała jej cisza.
Po chwili Adrianna odezwała się słabym głosem.
- Tak. Nie mogę w to uwierzyć. Jesteś pewna?
- To raczej potwierdzone. Przepraszam, że ci o tym teraz mówię, ale pomyślałam, że chciałabyś wiedzieć - wyjaśniła jej Monika.
- Wiesz co, porozmawiamy jutro, dzisiaj jestem za bardzo zmęczona - oznajmiła Adrianna przyjaciółce.
- Och, rozumiem, w takim razie do jutra. Wybacz, że przerwałam ci spokojny wieczór.
- Nic się nie stało - zapewniła ją Adrianna po czym rozłączyła się. Wiedziała, że teraz nieprędko zaśnie po tym, co usłyszała od Moniki. Czuła przygnębienie i smutek. Leżała dłużą chwilę wpatrując się w sufit, jakby tam chciała znaleźć odpowiedź na nurtującej ją pytanie.
 - Luiza, coś ty zrobiła? - zastanawiała się.
Wciąż nie mogła uwierzyć w to, że tamta mogła odebrać sobie życie w taki sposób. Otruć się. Przecież to musiała być straszna śmierć – pomyślała. Mogła się tylko domyślać, że Michał jest załamany. Oddałaby wszystko, żeby móc być teraz przy nim. I wspierać go. Jednak wiedziała, że to nie będzie takie proste. Postanowiła, że jutro z samego rana zadzwoni do niego z kondolencjami i zapyta przy okazji, czy nie potrzebuje jakiejkolwiek pomocy. Chociaż tyle mogła dla niego zrobić. Łzy ciekły jej po policzkach, drżała z zimna, więc szczelniej okryła się kołdrą. Zmęczona płaczem zasnęła.




Komentarze