Recenzja.

Nie poddawaj się, Rainbow Rowell, literatura młodzieżowa/fantasy, wyd. HarperCollins Polska 2016, str. 512.


Simon Snow rozpoczyna właśnie ostatni rok nauki w Szkole Czarodziejów w Watford. Nie żeby przez ostatnie kilka lat jakoś bardzo się podszkolił – wciąż słabo radzi sobie z różdżką, w dodatku nieustannie coś podpala albo sam wybucha. Na domiar złego porzuca go dziewczyna, a jego mentor nie daje znaku życia. Simon zupełnie nie wie, dlaczego akurat on uznawany jest za najpotężniejszego czarodzieja, skoro każde z jego życiowych przedsięwzięć to porażka.
Ale gdy w Świecie Magów zaczyna wrzeć, Simon musi sprostać wyzwaniu i zapanować nad sytuacją. Nie pomaga przeczucie, że Baz, jego współlokator, a zarazem największy wróg, prawdopodobnie knuje coś za jego plecami.


„Nie poddawaj się” to powieść o magii, duchach, miłości i tajemnicy. Jest w niej tyle pocałunków i sekretów, ile można się spodziewać w książce Rainbow Rowell, autorki „Fangirl”, ale pojawia się tu znacznie więcej wampirów i innych potworów.

Mimo niewątpliwych podobieństw do innej, znanej serii o młodym czarodzieju, książka podobała mi się. Czytało się zadziwiająco szybko (mimo objętości) dzięki przystępnemu językowi autorki i przewadze dialogów oraz wartkiej akcji (choć momentami była nużąca). Jest tutaj dużo magii, smoki, wampiry i inne magiczne stwory. Jest podstępny Szarobur. I Simon Snow - Wybraniec, który musi go pokonać. Zakończenie - trochę przewidywalne, ale i nieco rozczarowujące. Mimo wszystko książkę polecam, mi lektura sprawiła dużo przyjemności i świetnie się przy niej zrelaksowałam, zgodnie z oczekiwaniami.




Komentarze