,,Nierozważna, ale romantyczna". - powieść obyczajowa z wątkiem kryminalnym.

Nierozważna, ale romantyczna


Pierwsze krople deszczu zaskoczyły mnie, gdy byłam w połowie drogi do pracy. 
 - Niech to szlag! Wkurzona na siebie za to, że nie zabrałam parasola przyspieszyłam. Obcasy moich ulubionych wysokich, lawendowych szpilek stukały głośno na chodniku. Deszcz nasilił się. Kałuże w zastraszającym tempie rosły na ulicy.
I wtedy kątem oka dostrzegłam zatrzymujący się przy krawężniku samochód. Zerknęłam odruchowo w tamtą stronę i z lekkim zaskoczeniem dostrzegłam za kierownicą Piotrka, prawnika pracującego od miesiąca w naszej firmie. Znałam go jedynie z widzenia, czasem mijaliśmy się w biurze wymieniając zdawkowe uprzejmości. Mężczyzna dał mi znak ręką żebym wsiadała. Niewiele myśląc wskoczyłam na siedzenie obok pasażera, ciesząc się z ciepłego i suchego wnętrza czarnego, przypominającego dzikiego demona auta. W tym momencie było mi wszystko jedno czym jadę ważne, że już nie mokłam.
- Co za fart, że akurat przejeżdżałeś. Gdyby nie ty, jak nic przemokłabym do suchej nitki – uśmiechnęłam się lekko i rzuciłam mu spłoszone spojrzenie spod rzęs, domyślając się jak muszę wyglądać. Włosy miałam poplątane, tusz do rzęs rozmazany, bluzka przemoczona, nie mówiąc już o spódnicy, bo wyraźnie czułam wilgoć pod pośladkami, gdy wcisnęłam się bardziej w skórzany fotel. Wyciągnęłam lusterko z torebki i używając chusteczki szybko poprawiłam makijaż.
- Cała przyjemność po mojej stronie – uśmiechnął się Piotrek, a ja dopiero teraz mogłam mu się uważniej przyjrzeć. Ze zdziwieniem dostrzegłam jaki jest przystojny. Spojrzenie jego szarych oczu nabrało blasku, a w pokrytym jednodniowym zarostem policzku pojawił się uroczy dołeczek. Poczułam chęć dotknięcia go, przesunięcia po nim opuszką palca docierając aż do kącika ust.
Kinga weź ochłoń, szepnął mój wewnętrzny głos.
Od dawna byłam sama, więc moje wygłodniałe zmysły reagowały tak na widok każdego atrakcyjnego faceta. A ja zdałam sobie sprawę z tego, że wgapiam się w niego, jak sroka w gnat. Fakt, miałam słabość do seksownych brunetów, ale to jeszcze nie znaczy, że mam zachowywać się jak wołoduch na widok słodyczy. Błądząc myślami gdzie indziej, zdałam sobie sprawę z tego, że Piotrek coś do mnie mówi.
- … zgadzasz się? - zapytał.
Nie mając najmniejszego pojęcia o co może chodzić i nie chcąc przyznać się do tego, że w ogóle nie słuchałam odruchowo przytaknęłam.
- Jasne, nie ma sprawy – rzuciłam siląc się na niedbały ton.
- Fajnie, bardzo się cieszę, nie sądziłem, że jeszcze uda mi się kogoś znaleźć. Zwłaszcza, że tak mało czasu zostało. Nie wiem, jak ja ci się odwdzięczę – niemal promieniał, taki był zadowolony.
         Mam nadzieję, że nie wpakowałam się w jakąś kabałę, pomodliłam się w duchu. Równocześnie dostrzegłam, że właśnie wjeżdżamy na parking pod naszym biurowcem. Wyjrzałam przez okno chcąc zobaczyć, czy jeszcze pada. Na szczęście dla mnie przejaśniło się i nawet słońce nieśmiało wychyliło się zza wielkiej, szarej chmury.
- Przyjdź w porze lanczu to obgadamy szczegóły – powiedział Piotrek, gdy wysiedliśmy z auta i szybkim krokiem szliśmy do biura. Chwilę później zniknął za drzwiami gabinetu szefa, a ja przez moment stałam jak słup soli na korytarzu, odurzona jego czarującym uśmiechem, który rzucił mi na pożegnanie. Zreflektowałam się jednak i ruszyłam wzdłuż hallu do działu kadr, gdzie mieściła się administracja i gdzie miałam przyjemność pracować. Szczerze mówiąc niespecjalnie lubiłam swoją pracę, ale cieszyłam się, że jakąś mam, podczas gdy wielu moich znajomych bezskutecznie szuka zatrudnienia. Kiedy weszłam do pokoju Oliwia, moja koleżanka z działu już siedziała za biurkiem i właśnie malowała długie, szponiaste paznokcie. Tym razem zdecydowała się na kolor jaskrawożółty.
Brr, potworność.
Wzdrygnęłam się widząc to.
   - Cześć – rzuciłam zdawkowe powitanie i przemknęłam obok niej najszybciej jak mogłam do swojego biurka. Usiadłam z westchnieniem ulgi na krześle, gdy dobiegł mnie piskliwy ton głosu Oliwii.
- Szef był tutaj przed chwilą, pytał czemu cię jeszcze nie ma. Nie był zadowolony. Pilnie potrzebuje ostatniego zestawienia, dodał coś o goniących go terminach, spóźniających się oraz pracujących jak muchy w smole pracownikach – spojrzała na mnie znacząco ze złośliwym uśmieszkiem. - Mnie pochwalił – nadęła się a jej bujny biust, nieomal wylewał się z wydekoltowanej sukienki w kolorze fuksji. - Powiedział, że jestem jego najlepszą pracownicą. Co więcej zabiera mnie ze sobą na konferencję do Barcelony, jako asystentkę, bo Malwina się rozchorowała, a ja ze swoimi kwalifikacjami doskonale będę potrafiła ją zastąpić – paplała jak najęta. Usta jej się nie zamykały nawet na chwilę.
Przestałam jej słuchać.
Taa jasne, pomyślałam, masz kompetencje, bo zostajesz po godzinach i ujeżdżasz go na biurku, poczekaj aż mu się znudzisz, ciekawe czy wtedy też będzie tak pochlebnie wypowiadał się o twojej pracy i wszędzie cię zabierał.
Oliwia nie wiedziała, że niechcący przyłapałam ją w sytuacji niedwuznacznej z naszym żonatym od dwudziestu lat szefem, co prawda nie zamierzałam z nikim dzielić się tą informacją, ale straciłam resztki szacunku i sympatii dla koleżanki. To jej sprawa, co robi ze swoim życiem. Wkurzała mnie jednak jej wybujała pewność siebie i dążenie do celu po trupach, w tym przypadku przez łóżko do awansu. A nie, pardon, przez biurko, zaśmiałam się w duchu do swoich myśli a na głos zapytałam:
- A twój narzeczony nie będzie zazdrosny?
- No coś ty, Marek? A o co niby? Przecież to moja praca, on rozumie, że mam różne obowiązki zawodowe i nie widzi problemu w tym służbowym wyjeździe – oświadczyła obłudnie i nawet się przy tym nie zarumieniła.
Bo nie wie, że robisz go w balona, przemknęło mi przez myśl.
- No proszę, ty to masz dobrze – wyraziłam głośno swoje uznanie - wyrozumiały narzeczony, super praca, wspaniały szef czegóż chcieć więcej... - mój głos aż ociekał sarkazmem, czego ona najwyraźniej nie dostrzegła, bo pojaśniała jak zorza polarna i niedbałym tonem rzuciła:
  -  Jestem w czepku urodzona, nie wiedziałaś? Już dawno postanowiłam, że będę miała to, co zechcę. Mi po prostu jest pisane zdobywać wszystko to, co najlepsze. To zasługa mojego uroku osobistego i kwalifikacji - jej uśmiech stał się jeszcze szerszy.
     Chyba siana zamiast mózgu i braku jakichkolwiek zasad moralnych.
Włączyłam komputer, starając się ją zignorować udając pilnie zajętą.
 Na szczęście w tym samym momencie zadzwonił jej telefon.
- Cześć misiaczku – zamruczała czule do słuchawki. - Czyżby mój koteczek tak bardzo się stęsknił? Głos po drugiej stronie słuchawki coś odpowiedział, na co Oliwia roześmiała się perliście. - Tak zajączku, wyszeptała. Twoja stokrotka też cię kocha. Wieczorem pokaże ci jak... - dokończyła słodkim jak miód głosem od którego aż mnie zemdliło.
Słuchając jej szczebiotu i zdrobniałych nazw wszelakiej maści fauny i flory pomyślałam, że dłużej tego nie wytrzymam.
         Ale cyniczka, dodał mój wewnętrzny głos.
Nie chcąc dłużej słuchać tych przesłodzonych rozmów zabrałam ostatnie zestawienie ze swojego biurka i wyszłam  z pokoju.


***

Na korytarzu natknęłam się na wychodzącego z gabinetu szefa Piotrka.
- Kinga! Świetnie się składa, że cię widzę, bo mam chwilę przerwy. Może teraz byśmy omówili moją propozycję?
         Spojrzałam na zegarek i stwierdziwszy, że pięć minut mnie nie zbawi zgodziłam się i ruszyłam za Piotrkiem do pokoju socjalnego, gdzie mieliśmy nowoczesny ekspres do kawy, lodówkę oraz mały aneks kuchenny. W porze lunchu można było tutaj w spokoju napić się dobrej kawy i zjeść drugie śniadanie. Włączyłam ekspres i wyciągnęłam z szafki dwie filiżanki oraz cukierniczkę. Piotrek cierpliwie przeczekał te kuchenne rewolucje po czym oznajmił:
          - Jeszcze raz ci dziękuję za to, że zgodziłaś się towarzyszyć mi na ślubie ojca. Już myślałem, że będę musiał pójść sam. Jedyna nadzieja w tobie, bo koleżanka z którą miałem pójść złamała nogę i nawet jakby chciała nie mogłaby mi towarzyszyć.
         - To fatalnie. A kiedy jest ten ślub? - chciałam wiedzieć próbując opanować drżenie, a przyspieszone bicie mojego serca na chwile zagłuszyło wszystko inne.
           - W przyszłą sobotę, przecież mówiłem ci, jak jechaliśmy do pracy – zdziwił się i spojrzał na mnie uważnie tymi swoimi przeszywającymi do głębi szarymi oczami.
Zmieszana odparłam:
-  Kilka dni to niewiele...
- Przecież się zgodziłaś, chyba się teraz nie wycofasz? Kinga jesteś moją ostatnią deską ratunku – spojrzał mi błagalnie w oczy a ciepła, męska dłoń ujęła moją.
Poczułam, że roztapiam się jak czekolada na słońcu. Skuszona jego proszącym spojrzeniem uległam.
- Och, no dobrze. Pewnie jeszcze mam udawać przed tatusiem twoją narzeczoną? - rzuciłam niby żartem i się roześmiałam.
Piotrek spoważniał i ku mojemu najwyższemu zdumieniu przyznał mi rację.
         - Owszem, tak byłoby najlepiej.
Poczułam jak zaczyna brakować mi tchu, zaraz zemdleję, pomyślałam.
Piotrek chyba zauważył, że zbladłam, bo ujął mnie pod łokieć i pociągnął w stronę najbliższego krzesła.
         - Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć – rzekł skruszonym tonem – ale musimy wyglądać, jak para zakochanych, wtedy mój ojciec da mi wreszcie spokój i nie będzie mnie męczył wyszukiwaniem kolejnych potencjalnych kandydatek na żonę. Sam bierze ślub po raz trzeci i uważa, że małżeństwo to najlepsza rzecz jaka może spotkać mężczyznę. Ja nie podzielam jego poglądów, ale nie chcę mu robić przykrości w tym szczególnym dla niego dniu – wyznał, a mi zrobiło się go żal.
W sumie, co mi szkodzi, pomyślałam, to może być nawet zabawne.
   - Dobrze, będę udawała twoją narzeczoną – oznajmiłam – ale nie mniej później do mnie pretensji, gdy ta cała farsa się nie uda albo wyda.
         - Nie martw się – Piotrek tryskał optymizmem – wszystko pójdzie idealnie. Musimy tylko lepiej się poznać, przez te parę dni jakie zostały do ślubu, żebyśmy wiarygodnie wypadli i uzgodnić szczegóły, żeby nie wpaść na jakiejś drobnostce jak na przykład ile jesteśmy razem i gdzie się poznaliśmy.
          Jego słowa miały wiele sensu, więc chcąc nie chcąc musiałam przyznać mu rację. Skinęłam głową i uśmiechnęłam się.
 - Co więc proponujesz? - zapytałam ugodowo.
- Zapraszam cię na kolację dziś wieczorem, a jutro razem poszukamy dla ciebie stroju. Nie musisz się martwić kosztami - dodał widząc moją niepewną minę.
          - Ale nie... - chciałam zaprotestować, lecz Piotrek uciszył mnie stanowczym gestem.
          -  Będę cię rozpieszczał jak księżniczkę. Chociaż na tyle mi pozwól. Chcę ci się jakoś odwdzięczyć za to, co dla mnie robisz. Gdy poznasz mojego ojca, zrozumiesz jakie to dla mnie ważne.
          - Widzę, że lubisz mieć wszystko pod kontrolą – zauważyłam. - Musisz jednak wiedzieć, że nie należę do kobiet, które dają sobą rządzić. To nie leży w mojej naturze – wyznałam z rozbrajająca szczerością.
         Piotrek muszę to przyznać inteligentny z niego facet dostrzegł mój przekaz  i lekko się zmieszał, co jeszcze dodało mu uroku. Muszę się mieć na baczności, bo zachowuję się jak pszczoła zwabiona nektarem. Zbyt łatwo mogłabym się nim zauroczyć.
         - Źle mnie zrozumiałaś Kinga, nie to miałem na myśli – wyjaśnił -  Chodziło mi o to, że tak bardzo jestem ci wdzięczny, że mógłbym nosić cię na rękach, przez myśl mi nie przyszło, żeby cokolwiek ci narzucić. To jak pomożesz koledze w potrzebie? - i uśmiechnął się tak, że skapitulowałam. Jego męska aura roztaczała wokół taki blask, że tylko będąc ślepa i głucha mogłabym na to nie zareagować.
          - Pomogę, przecież wiesz, że już zdecydowałam. Mam tylko nadzieję, że nie będę tego żałowała.
            - Nie będziesz, masz moje słowo – obiecał Piotrek.
I żadne z nas nawet przez chwilę nie przypuszczało, że los nam spłata porządnego figla.




Komentarze