Nierozważna, ale romantyczna - ciąg dalszy.


***
             Gdy wróciłam z rozmowy z Piotrkiem, a później jeszcze z pół godzinnej dysputy z szefem czułam się jak przeżuta i wypluta. Oliwia co chwilę zerkała podejrzliwie w moją stronę  i wiedziałam, że aż ją język świerzbi, żeby zapytać czy dostałam burę za zwłokę w sprawozdaniach, bo wierciła się nieustannie na krześle jakby oblazły ją mrówki.
Pewnie czeka, aż sama pękniesz i się wygadasz – utwierdził mnie w przekonaniu mój wewnętrzny głos.
Chcąc zrobić jej na złość postanowiłam milczeć jak głaz. Nic jej nie powiem, choćby nie wiem co. Udałam, że jestem zajęta pisaniem nowego raportu, ale myślami błądziłam zupełnie gdzie indziej. Zastanawiałam się, czy dobrze zrobiłam godząc się towarzyszyć Piotrkowi na ślubie ojca. Nie byłam przekonana, czy udawanie narzeczonej to dobry pomysł. Wszystko dodatkowo komplikował fakt, że Piotrek bardzo mi się podobał. I jeszcze ta kolacja wieczorem. Wystarczyła chwila roztargnienia, bym wpadła jak śliwka w kompot. W duchu ganiłam się za tę lekkomyślność. Mogłam mieć tylko nadzieję, że wszystko się uda i nie popełnię żadnej gafy. Spaliłabym się ze wstydu, gdyby tak się stało.
Moje rozmyślania przerwała Oliwia głośno oznajmiając:
- Wychodzę, szef dał mi wolne do końca dnia, bo muszę się przygotować do wyjazdu – i nie czekając na odpowiedź zabrała swoją  torebkę i wyszła z pokoju.
A niech idzie, szybciej skończę swój raport, gdy nie będzie mnie nic rozpraszało.
Gdy Oliwia ze mną pracowała bez przerwy dzwonił jej telefon, co działało mi na nerwy i burzyło moją koncentrację. Dzisiaj dodatkowo czeka mnie stresujący wieczór, westchnęłam na myśl o kolacji z Piotrkiem i skoncentrowałam się na pracy, nie chcąc dostać kolejnej nagany od szefa, bo wiedziałam, że tym razem już mi się nie upiecze. Wszystko ma swoje granice, nawet cierpliwość pracodawcy.


***
        Chwilę po szesnastej wyszłam z biura i ruszyłam w  kierunku domu. Co prawda nie musiałam się spieszyć, bo umówiliśmy się dopiero na dziewiętnastą, ale wolałam mieć więcej czasu na przygotowanie się do kolacji. Piotrek zabiera mnie do swojej ulubionej restauracji, gdzie często pojawiają się też znajomi jego ojca. Chce w ten sposób uwiarygodnić fakt posiadania narzeczonej, gdy parę osób zobaczy nas razem. Godziłam się na to wierząc, że po weselu jego ojca wszystko wróci do normy a ja odzyskam tak cenny mi święty spokój. Przez całą drogę zastanawiałam się, co mam na siebie włożyć, bo była to jedna z najelegantszych restauracji w naszym mieście, i nie wypadało przyjść w byle czym. Otworzyłam szafę na oścież i oceniłam krytycznym okiem sukienki wiszące na wieszakach ciasno jedna przy drugiej. Jedni uwielbiają słodycze, inni biżuterię, jeszcze inni szybkie samochody czy dzieła sztuki. Moją słabością były ciuchy. No i buty oczywiście. Mam ich chyba z pięćdziesiąt par, w przeróżnych kolorach i fasonach – królują przede wszystkim szpilki. Oddałabym za nie duszę diabłu, gdyby było trzeba. W biurze, gdzie obowiązuje nas dress code mogę jedynie zaszaleć z butami.  Stojąc teraz przed szafą pełną sukienek nie wiedziałam na co się zdecydować. Wreszcie po długim zastanowieniu wybrałam zieloną sukienkę z baskinką. Przymierzyłam strój i krytycznie przyjrzałam się swojemu odbiciu w lustrze.
         Nie jest źle – ocenił mój wewnętrzny głos.
Jeśli chodzi o dodatki to zdecydowałam się na czarne, wysokie skórzane szpilki. Pikowana kopertówka w kształcie puzderka wysadzana metalowymi dżetami dopełniała całość. Jedyną biżuterię stanowiły perłowe kolczyki i zegarek przypominający bransoletkę. Makijaż w stylu smoke eyes wydał mi się odpowiedni na ten wieczór. Włosy podkręciłam na lokówce, odrobina ulubionych perfum i byłam gotowa. W lustrze ujrzałam bardzo atrakcyjną kobietę, która śmiało mogłaby konkurować z celebrytkami z kolorowych czasopism. Piotrek będzie pod wrażeniem, pomyślałam zadowolona. Czeka mnie niezwykle interesujący wieczór.


***
Krótko przed dziewiętnastą zjawił się Piotrek. Gdy otworzyłam drzwi z wrażenia aż dech mi zaparło. Wyglądał oszałamiająco i jeszcze lepiej pachniał. W dopasowanym garniturze, w kolorze przydymionej czerni i bordowym krawacie wyglądał, jak model z okładki. Szare oczy rozbłysły na mój widok a kuszące wargi drgnęły, by po chwili rozciągnąć się w czarującym uśmiechu.
- Witaj, pięknie wyglądasz – przywitał się i wyciągnął zza pleców bukiet pąsowych róż. Wręczając mi go nachylił się i pocałował mnie w policzek, a ja poczułam wstrząsający moim ciałem nagły dreszcz. Zarumieniłam się, a serce zaczęło mi szybciej bić.
- Róże są piękne, dziękuję. Pójdę je wstawić do wazonu, a ty się rozgość – zrobiłam zapraszający gest ręką i Piotrek wszedł do salonu, a ja  czmychnęłam do kuchni.
Kinga, ochłoń, nie zachowuj się jak pensjonarka, bo facet ci zwieje zanim się obejrzysz nakazał mi mój wewnętrzny głos.
Ignorując go wyciągnęłam wazon z palonego szkła z szafki nad zlewem i nalałam wody. Wstawiłam róże do wazonu, który zabrałam ze sobą do salonu. Postawiłam go na komodzie przy wejściu i dopiero wtedy dostrzegłam, że Piotrek stoi przy kominku wpatrując się w jakieś zdjęcie.
Podeszłam do niego.
- Jestem gotowa, możemy jechać.
Drgnął zaskoczony, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę z mojej obecności, a ja  zobaczyłam, że patrzy na fotografię, na której jestem z rodzicami.
- Wszystko w porządku? - zapytałam starając się ukryć w głosie troskę.
Piotrek uśmiechnął się lekko do mnie i odrobinę zmieszany odparł:
- W idealnym. Chodźmy, bo spóźnimy się na kolację.
Okey, skoro nie chce o tym gadać to nie będę go zmuszała. Sam mi opowie, co go trapi, gdy będzie na to gotowy.
Wyszliśmy przed dom i wtedy w świetle latarni ujrzałam jego samochód. Rano nie miałam okazji przyjrzeć się jego autu, bo strugi deszczu skutecznie mi to uniemożliwiały, ale teraz nie mogłam nie zauważyć tego pięknego, ale trochę demonicznego pojazdu.
Miej się na baczności, szepnął mój wewnętrzny głos, tylko niegrzeczny facet może poruszać się czymś takim. Facet z  charakterem. Nie żaden mdły maminsynek.
Wkrótce sama miałam się o tym przekonać…
- Jaka to marka? - zapytałam, chcąc ukryć zmieszanie, bo Piotrek zauważył jak gapię się prawie śliniąc się na widok jego auta.
Kryjąc rozbawienie odparł:
- Porsche cayenne. To prezent od ojca, podarował mi go na moje trzydzieste urodziny – otworzył przede mną drzwi, wsiadłam z gracją starając się zignorować przyspieszony puls, bo Piotrek otarł się o mnie ramieniem, a ja poczułam się jak naelektryzowana. Jakby mnie ktoś do prądu podłączył. Nie wiem, czy on to dostrzegł, ale nawet jeśli to zachował przy tym kamienną twarz, bo ja nie zauważyłam u niego żadnej reakcji.
Pewnie mu się nie podobam, pomyślałam z żalem.
Piotrek w tym czasie zasiadł za kierownicą i włączył silnik. Rzucił mi uważne spojrzenie, po czym wyjechaliśmy na ulicę kierując się w stronę starego miasta.
- Denerwujesz się? - zapytał. - Wszystko się uda, zobaczysz – starał się mnie pocieszyć widząc moją niepewną minę.
         Jak diabli – szepnął mój wewnętrzny głos.
- Skądże, czemu miałabym się denerwować? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Wydajesz się odrobinę spięta, jeśli mam być szczery. Ale postaram się, żeby ten wieczór minął nam w przyjemnym nastroju – i puścił do mnie oko uśmiechając się szeroko i ukazując piękne, białe zęby.
A moje głupie, romantyczne serce fiknęło koziołka wyobrażając sobie nas w namiętnym uścisku.
Kinga, wchodzisz na grząski grunt, pamiętaj że nawet najsympatyczniejszy z pozoru facet jest zdolny złamać serce jednym pstryknięciem palca – zganił mnie mój wewnętrzny głos – oni na początku zawsze są czarujący, a i tak prędzej czy później odchodzą zabierając ze sobą połowę twojego serca.
Piotrek jest inny, czuję toupierałam się zerkając kątem oka na mojego towarzysza. Z profilu wyglądał jeszcze lepiej. Szybko dokonałam psychologicznej analizy. Brwi proste tworzące równą linię charakteryzujące osobę mocno stąpającą po ziemi. Nos prosty, klasyczny – ciekawa osobowość. Usta pięknie wykrojone,  zmysłowe, z pełniejszą dolną wargą świadczące o tym, że ich posiadacz lubi dużo mówić, śmiać się i całować.
Hmmm, całować... - westchnęłam.
Jest otwarty, towarzyski, ale także odrobinę egocentryczny. Ciekawe, czy moja psychoanaliza okaże się trafna...
Moje rozmyślania przerwał głos Piotrka.
- Jesteśmy na miejscu.
I uśmiechnął się tak, że zaparło mi dech. Zapatrzyłam się na jego usta. Z trudem oderwałam spojrzenie od seksownego dołeczka w policzku. Z mojego gardła wydarł się cichy jęk, który na próżno starałam się stłumić.
Och my God! Chyba zaraz zemdleję.
- Halo! Ziemia do Kingi. Nad czym tak się zamyśliłaś?
Piotrek delikatnie dotknął mojej dłoni i spojrzał na mnie badawczo.
Poczułam gęsią skórkę na ramionach i z wrażenia skurczył mi się żołądek. Ignorując reakcję swojego wygłodniałego ciała na ten wydawałoby się naturalny dotyk przywołałam na twarz swój najbardziej promienny uśmiech i rzuciłam żartobliwym tonem:
- Myślałam o tym, co lubi mój narzeczony...
- Interesujące. I do jakich wniosków doszłaś?
- Że uwielbia się całować – palnęłam bez zastanowienia.
Piotrek słysząc moją odpowiedź roześmiał się.
- Skąd tak dobrze mnie znasz? W szarych oczach pojawiły się szalenie seksowne iskierki. - Nie tylko to lubię... - szepnął a mi aż włoski zjeżyły się na karku z wrażenia.
Czy on ze mną flirtuje?
A dziwisz mu się, skoro sama zaczęłaś? - mój wewnętrzny głos był dla mnie bezlitosny. - Ciesz się, że facet ma poczucie humoru, w przeciwnym razie pomyślałby, że na niego lecisz.
A nie lecę? Och, chyba zaraz zacznę hiper wentylować, pomyślałam, bo w tej samej chwili Piotrek nachylił się, a mnie owionął zapach jego perfum. Wyczułam głównie piżmo, cytrusy i delikatne nuty drzewne. Odtąd ten zapach będzie mi towarzyszył nieustannie, gdy tylko pomyślę o tym fascynującym mężczyźnie.
- Jesteś dla mnie zagadką, którą chciałbym rozwiązywać kawałek po kawałku, aż nie będziesz miała przede mną żadnych tajemnic – wyszeptał mi do ucha muskając gorącym oddechem pukiel moich włosów.
         Czy mi się wydaje, czy nagle zrobiło się jakoś parno i duszno, jak przed burzą? Jak przed burzą moich wygłodniałych zmysłów, które domagały się zaspokojenia. Jego niski, zmysłowy głos doprowadzał mnie do szaleństwa. A przecież nawet mnie nie dotknął jeszcze, pomyślałam, co będzie gdy mnie pocałuje?  
Rozpadniesz się na milion kawałków.
Oszołomiona jego bliskością spostrzegłam, że wciąż stoimy na zewnątrz. A moja dłoń znajduje się w ciepłej, silnej męskiej dłoni.

- To będzie niezwykły wieczór – Piotrek jakby czytał w moich myślach. - Chodźmy – i pociągnął mnie za rękę do wnętrza restauracji.



Komentarze