Nierozważna, ale romantyczna - ciąg dalszy.
***
W
tej chwili wiedziałam jedno, za sprawą antypatycznej detektyw Aliny
Jarzębowskiej raz na zawsze znienawidziłam wszelkie rozmowy z policją. Ta
kobieta działała na mnie jak płachta na byka. Po pół godzinie przepytywania
przez nią czułam się jak przeciągnięta przez wyżymaczkę. Choć byłam niewinna
czułam się już jak oskarżona o zabójstwo. Jarzębowska była jak harpia. I
wiedziałam, że nie odpuści. Z tego wszystkiego aż rozbolał mnie żołądek, ręce
mi drżały, oblewały mnie zimne poty choć było mi gorąco. Gdyby nie obecność
Piotrka, która dodawała mi otuchy rozpłakałabym się z bezradności. Jestem jak
mysz w pułapce, myślałam obserwując jak Jarzębowska przechadza się pewnym
siebie krokiem po pokoju. Wreszcie zatrzymała się na wprost mnie i spojrzała na
mnie tym swoim lodowatym, wyniosłym spojrzeniem. Usta miała zaciśnięte w wąską
linię.
-
Zacznijmy od początku – oznajmiła. Głos też miała nieprzyjemny, szorstki i
niski. - Weszła pani do łazienki i zobaczyła, że Oliwia Albertyńska leży na
podłodze w kałuży krwi, po czym zrobiło się pani słabo i zemdlała. Gdy się pani
ocknęła sprawdziła pani czy koleżanka żyje. Okazało się, że nie i wtedy wszedł
pan Listkowski, czy tak było?
-
Tak – przyznałam. - Było dokładnie tak jak to opisałam. To było okropne, gdyby
nie Piotrek nie wiedziałabym co robić. Byłam w szoku. Wciąż nie mogę uwierzyć w
to, że Oliwia nie żyje. To jakiś koszmar – mówiłam a głos mi się łamał z każdym
zdaniem bardziej, aż poczułam jak uwiązł mi w gardle. Pojedyncza łza spłynęła
mi po policzku. Jednak na Jarzębowskiej nie zrobiło to wrażenia. Przerwała mi mówiąc:
-
Dobrze, proszę skończyć to żałosne przedstawienie. Dla mnie liczą się fakty. A
fakty są takie, że była pani na miejscu zbrodni i pan Listkowski zastał panią
nad ciałem denatki.
-
Nie wierzę, że Kinga mogłaby zabić Oliwię – odezwał się milczący dotąd Piotrek.
Widziałam, że jest na granicy wybuchu. On też najwyraźniej miał już serdecznie
dość detektyw Jarzębowskiej. - Jeśli mówi, że jej nic nie zrobiła to ja jej
wierzę. Nie ma pani prawa oskarżać ją o cokolwiek, gdyż nie ma pani dowodów.
-
A czy ja prosiłam pana o zdanie? Pan już złożył swoje wyjaśnienia więc proszę
siedzieć cicho i nie przeszkadzać. Ja tutaj rządzę, jasne? - powiedziała ostro
Jarzębowska, posyłając Piotrkowi lodowate spojrzenie.
Co
za wredne babsko z niej, musiała pokazać nam swoją wyższość. Jej po prostu nie
dało się lubić, była niemiła i uprzedzona. Jak ktoś taki mógł pracować w
policji?
-
A ja myślę, że to było tak. Pokłóciły się panie i w trakcie szarpaniny zdarzył
się wypadek. Pani Albertyńska upadła uderzając głową o kant wanny. Pani widząc
co się stało spanikowała i zemdlała. A gdy się pani ocknęła dopiero wtedy
sprawdziła czy koleżanka na pewno nie żyje. I wtedy wszedł pan Listkowski. Czy
nie tak było?
-
Oczywiście, że nie – zaprzeczyłam. - Przecież mówię pani, że jak ją znalazłam
leżała już na podłodze w kałuży krwi – głowę rozsadzał mi ból, byłam wyczerpana
przeżyciami i tym przesłuchaniem, które zakrawało o jakąś parodię. - Nie
zabiłam Oliwii ile razy mam to pani powtarzać! - uniosłam się.
-
Po co te nerwy? Jeśli tak rzeczywiście było to czemu się pani tak denerwuje?
Może coś pani ukrywa przede mną? Zatajanie faktów nie jest dobrym pomysłem,
mogę panią oskarżyć o utrudnianie śledztwa. Tego pani chce?
Czy
ona mi grozi czy mi się wydaje?
-
Nie mam powodu by cokolwiek ukrywać – odparłam patrząc na nią zimnym wzrokiem,
nie dam się zastraszyć.
-
Wspomniała pani też, że idąc korytarzem minęła się z jakimś mężczyzną. Proszę
opisać jak wyglądał ten człowiek.
-
Zbyt dobrze mu się nie przyjrzałam, minął mnie tak szybko. Był raczej wysoki,
taki postawny blondyn. Zapamiętałam głównie jego oczy. To one mnie tak
przeraziły. Mężczyzna potrącił mnie i zbiegł szybko schodami. To wszystko co
zapamiętałam.
-
Dobrze, załóżmy, że to prawda. Porównamy zeznania współbiesiadników z pani
wersją. Może ktoś jeszcze widział tego mężczyznę, oprócz pani. Mam nadzieję, że
nie zmyśliła tego pani, by odsunąć od siebie podejrzenia.
-
Nie mam powodu żeby cokolwiek ukrywać czy wymyślać. Nie mam pojęcia czemu pani
mi nie wierzy, od początku jest pani uprzedzona.
-
Czy ja pozwoliłam pani wydawać jakąś opinię? To jak prowadzę śledztwo i to
wyłącznie moja sprawa w jaki sposób to robię. Najważniejsze to znaleźć winnego,
albo winną – tu spojrzała na mnie takim wzrokiem jakby mnie chciała
prześwietlić na wylot.
Wzdrygnęłam
się. Po raz kolejny zrobiło mi się słabo. Wzięłam głęboki oddech i splotłam
dłonie. Policzyłam do dziesięciu, żeby się uspokoić, bo na usta cisnęły mi się
same inwektywy pod adresem tej detektyw. Nie mogłam dać się wyprowadzić z
równowagi, a o to jej najwyraźniej chodziło.
-
Jak dobrze znała pani Oliwię Albertyńską? - chciała wiedzieć Jarzębowska.
-
Dość dobrze, pracowałyśmy w tej samej firmie. Oliwia była moją koleżanką z
działu, ale nie przyjaźniłyśmy się. Ona miała zupełnie inne poglądy na życie
niż ja. Nie chce źle o niej mówić, ale była trochę niezrównoważona psychiczne.
Czasem zachowywała się jak wariatka. Była impulsywna.
-
A zatem nie darzyły się panie sympatią – Jarzębowska najwyraźniej ucieszyła się
myśląc, że ma jakiś punkt zaczepienia. I oczywiście przyczepiła się tego tematu
jak rzep psiego ogona. - Co było powodem tych nieporozumień?
-
Na początku sposób w jaki Oliwia pięła się po szczeblach kariery. A później jej
były narzeczony. Oliwia dowiedziała się, że spotykam się z Piotrkiem i wpadła w
szał. Zaczęła mi grozić i zażądała bym zerwała z nim, co też zrobiłam, bo jej
się po prostu bałam. Była nieprzewidywalna.
-
Zazdrość, nienawiść i zemsta są jednym z najczęstszych motywów zbrodni. Myśli
pani, że uwierzę w to iż tak łatwo posłuchała pani koleżanki i jak gdyby nic
rozstała się z narzeczonym? Zaśmiała się. - Doprawdy zabawne.
-
Mogę to potwierdzić, chwilę przed tym jak znaleźliśmy martwą Oliwię rozstaliśmy się z Kingą, pod wpływem gróźb.
Wiedziała równie dobrze jak ja do czego Oliwia była zdolna. Ja też nie chcę źle
mówić o denatce, ale ona nie była dobrym człowiekiem. Nie znałem równie
zepsutej i wyrachowanej kobiety jak ona – wtrącił się Piotrek i wyczułam że on
też z trudem tłumi irytację.
-
A może było tak, że razem państwo pozbyli się problemu, którym była pani
Albertyńska?
-
Co też pani sugeruje?
Piotrek
był wyraźnie wściekły.
I
nie dziwiłam mu się ani trochę. Te oskarżenia Jarzębowskiej były bezpodstawne i
wyssane z palca. Miała pokrętny sposób rozumowania. Nie wiedziałam skąd
wyciągała takie wnioski.
Co
więcej miałam już serdecznie dość tego przesłuchania. Chciałam wrócić do domu i
odpocząć. O niczym innym nie marzyłam jak o prysznicu i wygodnym łóżku. Bolały
mnie wszystkie mięśnie, które miałam napięte ze zdenerwowania.
Ta
wredna detektyw chyba nigdy nas nie wypuści, pomyślałam, gdy Jarzębowska jakby
czytając w moich myślach oznajmiła:
-
Wyciągam wnioski po prostu. Myślę, że
nie ma sensu dłużej tego ciągnąć. Poproszę, żeby stawili się państwo na
komendzie w celu złożenia obszernych zeznań i podpisania ich. Zobaczymy też co
wykaże sekcja zwłok. Gdy poznam dokładną godzinę zgonu, wtedy zapewniam, że
sprawdzę państwa alibi. Bardzo wnikliwie sprawdzę. A teraz życzę spokojnej nocy
– rzuciła kąśliwym tonem, któremu towarzyszył złośliwy uśmieszek, po czym
opuściła pokój.
***
-
Co ty o tym wszystkim myślisz? - zapytałam Piotrka, gdy zostaliśmy sami w
gabinecie. - Nie wiem czemu, ale odniosłam dziwne wrażenie, że ta detektyw
upatrzyła sobie mnie jako winną śmierci Oliwii i nie chce jej się szukać
prawdziwego sprawcy – dodałam zrezygnowanym tonem. W tej chwili czułam się
bezsilna i zmęczona tym wszystkim. A co najgorsze potwornie się bałam, choć nie
chciałam się do tego przyznać nawet sama przed sobą. Moja przyszłość
przedstawiała się wyłącznie w czarnych barwach.
-
Też odniosłem takie wrażenie. - Piotrek przyznał mi rację. Po czym dodał - Ale
jestem pewien, że ktoś inny, a nie ty, przyczynił się do śmierci Oliwii. I
skoro ta detektyw od siedmiu boleści nie potrafi znaleźć winnego my weźmiemy sprawy
w swoje ręce i odnajdziemy tego, kto ją zabił. Nie widzę innego wyjścia –
Piotrek rozłożył ręce i wstał z fotela. - Przeprowadzimy własne, prywatne
śledztwo – zdecydował. - Zgadzasz się?
Ja
też się podniosłam, podeszłam do okna. Zapatrzona w ciemność zastanawiałam się
nad jego propozycją, po czym odparłam:
-
Nie wiem, czy to najlepszy pomysł, ale w tej chwili nie mam innego. Odwróciłam
się w stronę Piotrka.
-
Zgadzam się. Od czego zaczniemy? - przeszłam do konkretów widząc światełko w
tunelu. Miałam nadzieję, że Piotrek pomoże mi się wyplątać z kłopotów w jakie
się wpakowałam przez swoją nierozwagę.
-
Zaczniemy od sprawdzenia najbliższego otoczenia Oliwii – jej narzeczonego,
naszego szefa, jej bliskich znajomych – zaczął wyliczać - Musimy z nimi porozmawiać i dyskretnie
wybadać czy któraś z tych osób miała motyw by życzyć Oliwii śmierci. Trzeba się
dowiedzieć co robiła w dniu śmierci, a przede wszystkim poznać godzinę jej
zgonu. Ten kto nie ma alibi na ten czas jest potencjalnym sprawcą. Najgorsze jest
to, że na przyjęciu był potworny tłum gości i nie ma pewności, czy ktoś z
zewnątrz nie dostał się do pałacu. Przypomnij sobie czy na przyjęciu coś
zwróciło twoją uwagę?
Milczałam,
próbując sobie przypomnieć, co działo się na weselu nim znalazłam martwą Oliwię.
I wtedy coś mi się przypomniało. Nie wiedziałam, czy ma to jakieś znaczenie,
ale powiedziałam o tym Piotrkowi.
-
A wiesz, że tak. Był taki jeden moment, gdy wyszłam na dziedziniec pałacu.
Stałam koło fontanny i wtedy z bocznego wejścia wyszła Oliwia. Była
zdenerwowana, zaczepiła mnie. Posprzeczałyśmy się, to właśnie wtedy zażądała
bym z tobą zerwała. Groziła mi. Ale nie to jest najważniejsze. Chwilę przed
naszą rozmową coś zwróciło moją uwagę. Przy żywopłocie usłyszałam podejrzany
szelest. Było ciemno i nie mogłam niczego dojrzeć, ale myślę, że tam ktoś był.
I doskonale słyszał całą rozmowę, która odbyła się później między mną a Oliwią.
Może to bez znaczenia...
-
Wszystko jest ważne Kinga – wtrącił Piotrek, po czym ujął mnie za rękę i
spojrzał mi w oczy – nawet to, co teraz wydaje się ci bez znaczenia później
może okazać się istotne, a nawet przyczynić do wyjaśnienia całej tej sprawy.
-
No i ten mężczyzna, który mnie potrącił na korytarzu, o którym wspomniałam
Jarzębowskiej. Wglądał jakby bardzo się spieszył. Nie wiem skąd wybiegł, czy z
któregoś z pokojów na piętrze, czy z łazienki, ale przestraszyłam się jego
spojrzenia. Wyglądał jakby był w szoku, jakby uciekał przed czymś, albo przed
kimś w panice – stwierdziłam, przypominając sobie wyraz twarzy nieznajomego. A
co jeśli on widział mordercę? - zastanawiałam głośno myśląc. - A ty nie
widziałeś niczego podejrzanego?
Piotrek
pokręcił przecząco głową.
-
Niestety. Ale nie martw się. Wspólnymi siłami znajdziemy sprawcę i wszystko się
wyjaśni – starał się mnie pocieszyć.
-
O niczym innym nie marzę, jak tylko o tym by ten koszmar jak najszybciej się
skończył – przyznałam - jak sobie pomyślę, że przez najbliższy czas mam
codziennie oglądać tę Jarzębowską to robi mi się niedobrze. Mam ochotę zaszyć
się w jakiejś mysiej dziurze i w spokoju przeczekać. Ale wiem, że to
niemożliwe... - dokończyłam z westchnieniem.
Smutek
i rezygnacja sączyły się z każdego mojego słowa.
Piotrek
widząc w jakiej jestem rozsypce przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił.
Nie wiem skąd wiedział, że było mi to bardzo potrzebne, ale byłam mu wdzięczna,
za to że był teraz przy mnie i dodawał mi otuchy. Jego obecność znaczyła dla
mnie bardzo wiele. Mówią, że miłość, ta prawdziwa, pokona każdą przeszkodę i
wszystko przetrwa. Chciałam wierzyć, że tak będzie i w naszym przypadku. Byłam
pewna swoich uczuć do Piotrka, i wierzyłam w szczerość jego wyznania. Może to
naiwne, ale moja romantyczna dusza nie dbała o to. Liczyło się to, że Piotrek
mnie kocha. I że mogę na nim polegać w każdej sytuacji. Ufał mi. A przecież po
tym, co zobaczył w łazience mógł się odwrócić ode mnie i zwątpić w moją
niewinność. Ale nie zrobił tego. Uwierzył w szczerość moich słów, za co
pokochałam go jeszcze bardziej.
Nie
wiem jak długo staliśmy tak przytuleni, gdy wreszcie Piotrek odsunął się lekko
i spojrzał mi w oczy. Dostrzegłam w jego spojrzeniu tyle ciepła i miłości, że z
wrażenia serce mi się ścisnęło. A gdy wyciągnął rękę i pogładził mnie z
niezwykłą czułością po policzku, zalała mnie fala wzruszenia, i o mało co się
nie rozpłakałam.
Musisz
być twarda Kinga – szepnął mój wewnętrzny głos. Łzy są oznaką słabości. A ty
przecież nie jesteś słaba. Jesteś silną kobietą, o niezłomnym charakterze.
Pamiętaj o tym – upomniał mnie.
Miał
rację, dobrze, że mi o tym przypomniał. Ale jego słowa szybko odeszły w
niepamięć, gdy z ust Piotrka padły słowa, o których sama nie odważyłabym się
nawet pomyśleć, a co mowa o nich pomarzyć.
-
Nie zostawię cię. Obiecuję ci, że razem przez to przejdziemy – wyznał mi – i
gdy cała ta sytuacja wyjaśni się zabiorę cię w podróż, gdzieś daleko, gdzie
będziemy tylko my i gdzie będziemy bez przeszkód mogli cieszyć się naszą
miłością. I będziemy bardzo szczęśliwi. A wiesz czemu? Bo cię kocham – w jego
głosie było tyle pewności, że nie miałam wątpliwości iż jego wyznanie jest
szczere.
- Ja też cię kocham – odpowiedziałam nim
poczułam jego gorące usta na swoich wargach.
Słodycz
pocałunku zalała mnie od stóp do głów falą pożądania tak wielkiego, że zmiękły
mi nogi. Gdyby mnie nie obejmował upadłabym na podłogę. Czas jakby się
zatrzymał. W tej chwili liczył się tylko smak jego pełnych żaru pocałunków,
zapach jego wody po goleniu i dotyk dłoni, który rozpalał we mnie ogień. Nie
mogłam złapać tchu, ziemia zaczęła usuwać mi się spod stóp. Krew szumiała mi w głowie
i zmieniła się w płynną lawę w żyłach. Zdałam sobie sprawę, że bez opamiętania,
z żarem oddaję pocałunki. A gdy poczułam jego usta i język na swojej szyi
zalała mnie fala gorąca, zadrżałam i wbrew pragnieniu swojego ciała odsunęłam
się.
Z
trudem łapiąc oddech wyjąkałam:
-
Wybacz mi, ale nie mogłabym w takim momencie cieszyć się tobą w pełni - i nie
czekając na jego reakcję wybiegłam z gabinetu.
Komentarze
Prześlij komentarz