Nierozważna, ale romantyczna - ciąg dalszy.

                                                                  ***
    Trzy godziny później ubrana w piękną chabrową sukienkę stałam w kościele obok Piotrka a moją twarz rozjaśniał promienny uśmiech. On też wyglądał na zakochanego i szczęśliwego. Gdy ujął moją dłoń poczułam, że unoszę się trzy metry nad ziemią tak mi było błogo a miłe ciepło rozeszło się po całym moim ciele. Rozmarzona wyobrażałam sobie, że to my stoimy przed ołtarzem. Dla postronnego obserwatora ja i Piotrek wyglądaliśmy jak dwoje bardzo zakochanych w sobie ludzi. Nikt kto nas razem widział nie mógł mieć wątpliwości. A dostrzegłam wiele ciekawskich i uważnie taksujących mnie spojrzeń niektórych gości weselnych. Głównie kobiet. Pewnie zastanawiały się jakim cudem udało mi się zdobyć serce najlepszej partii w naszym mieście. Nie obchodziło mnie to, najważniejsze, że nasz plan się powiódł. Z zamyślenia wyrwał mnie śpiew pieśni ,,Ave Maria”, którą wykonywała śpiewaczka operowa zaproszona specjalnie na ślub Tadeusza i Rozalii z Włoch. Kościół tonął w kwiatach. W powietrzu unosił się słodki zapach lilii i róż. Ceremonia zaślubin trwała niecałe pół godziny. Państwo młodzi złożyli przysięgę, wymienili obrączki i przypieczętowali swoje zaślubiny wyjątkowo czułym i długim pocałunkiem. Wzruszyłam się i było to szczere uczucie. Na prawdę życzyłam im jak najlepiej.
    Po złożeniu życzeń parze młodej wszyscy udaliśmy się na przyjęcie weselne, które miało się odbyć w pałacu za miastem. W limuzynie Piotrek również ujął mnie za rękę i popatrzył czułym wzrokiem. Pod palącym spojrzeniem jego szarych oczu topniałam jak wosk. Tylko on miał nade mną taką władzę,  czynił mnie bezbronną. A ja nie potrafiłam się przed tym bronić. A może nie chciałam?
    - Podobała ci się uroczystość w kościele? - zapytał.
    Skinęłam głową. - Bardzo. Ale tobie chyba nie?
    - Wiesz, że nie lubię ślubów, tej całej otoczki sztuczności i wszystkiego na pokaz, byleby tylko wypaść jak najlepiej w oczach gości, którzy i tak wypatrzą każde, najmniejsze nawet potknięcie, i będą mówić o tym przez długi czas – w jego słowach było trochę prawdy. Myślałam podobnie, dla mnie ślub i wesele mimo wszystko były uroczystością najwyższej rangi, którą pamięta się przez całe życie.
    Piotrek nie patrzył na mnie, tylko obserwował krajobraz za szybą.
    - Jest jakiś konkretny powód tej niechęci? - zapytałam po chwili milczenia.
    - Poza takim, że to trzeci ślub mojego ojca jest jeszcze jeden powód.
    - Jaki? - zapytałam z niepokojem.
    Piotrek nadal na mnie nie patrzył. - Taki, że prędzej czy później i ja będę musiał się ożenić i spłodzić potomka, za dziećmi nie przepadam a samo małżeństwo oznacza dla mnie koniec wolności. Po ślubie mężczyzna zmienia się w niewolnika swojej żony.
    - Tak właśnie widzisz małżeństwo? Jego słowa sprawiły, że zakuło mnie w sercu. Wiedziałam, że Piotrek ma niechętny stosunek do instytucji małżeństwa, ale żeby aż tak. - Moim zdaniem małżeństwo – zaczęłam – powinno być związkiem dwojga ludzi, którzy kierowani miłością postanowili razem iść przez życie, być przy sobie i wspierać się zarówno w tych dobrych jak i w złych chwilach. Małżeństwo daje ci pewność, że osoba z którą jesteś  bez względu na wszystko stanie za tobą murem, i będzie cię kochać pomimo twoich wad. Jednak żeby małżeństwo było udane musi mu towarzyszyć wielkie uczucie i wzajemne pożądanie. Małżonkowie muszą być dla siebie partnerami, nie wrogami. I muszą się szanować...
    Nie skończyłam mówić, bo Piotrek zupełnie niespodziewanie zamknął mi usta pocałunkiem tak namiętnym, że nie byłam w stanie oddychać. Dopiero gdy odsunął się na moment przypomniałam sobie jak się oddycha. Nie spodziewałam się tego pocałunku. Nie byłam w stanie wydobyć z siebie głosu, więc tylko spojrzałam na niego pytającym wzrokiem, nie rozumiejąc o co chodzi.
    - Może z tobą byłbym szczęśliwy...
    Po jego wyznaniu zapadła cisza, powietrze aż drgało od wytworzonego między nami napięcia. Nagle drzwi od mojej strony się uchyliły i czar prysł. To był kierowca. Okazało się, że jesteśmy na miejscu. Wysiadłam z bijącym sercem, ale ciepło spojrzenia Piotrka dodało mi otuchy.
    Jeszcze nie wiedziałam, co mnie czeka na przyjęciu. Może gdybym wiedziała wsiadłabym do auta niewiele się zastanawiając i uciekła.  A tak weszłam w sam środek paszczy lwa.



    ***
    Przyjęcie weselne trwało w idealny porządku. Kelnerzy co i rusz przynosili nowe drinki. Stoły zastawione były wykwintnym jedzeniem. Szampan lał się strumieniami. Najlepszy zespół muzyczny w kraju grał tak wyśmienicie, że goście weselni ani na chwile nie przestawali tańczyć. Zimne ognie, fontanna z której wypływała czekolada, ogromny trójwarstwowy tort to tylko jedne z nielicznych atrakcji tego wieczora. A Piotrek był idealnym towarzyszem. Rozpieszczał mnie na każdym kroku, częstując smakołykami i szampanem.
    W pewnym momencie, gdy Piotrek poszedł zatańczyć z panną młodą postanowiłam na chwilę wyjść na dwór, chcąc zaczerpnąć świeżego powietrza. Stanęłam koło fontanny, która pięknie oświetlona zdobiła podjazd przed pałacem i spojrzałam w niebo, które tego wieczora okraszone było tysiącem gwiazd. Wciągnęłam orzeźwiające powietrze do płuc jednocześnie czując odurzający zapach jaśminu, gdy usłyszałam jakiś szelest dobiegający nieopodal jednego z krzewów rosnącego przy lewej ścianie pałacu. Rozejrzałam się zaniepokojona. Jednak niczego podejrzanego nie zauważyłam za to w tym samym momencie dostrzegłam Oliwię, która ubrana w czerwoną sukienkę wyszła z bocznego wyjścia z pałacu i zbliżała się w moją stronę z grobową miną. Nie miałam wątpliwości, że to ja jestem powodem jej złego nastroju.
    - Jednak mnie nie posłuchałaś. I to był twój błąd – jej oczy pałały nienawiścią. Zadrżałam czując jak nagle temperatura wokół mnie za sprawą Oliwii spada o kilka stopni. - Mówiłam ci żebyś się odczepiła od Piotrka – rzuciła ostrym tonem – czego nie zrozumiałaś?
    - Uspokój się, to nie czas i miejsce na kłótnie – chciałam zaoponować, ale nie udało mi się to. Mój spokojny ton jeszcze bardziej wkurzył Oliwię. Zaciskając dłonie w pięści zbliżyła się do mnie. Dzieliło nas teraz tylko parę kroków.
    - Jak mam być spokojna, gdy ktoś kradnie mi to, co do mnie należy?
    - Mówisz o Piotrku?
    - Nie udawaj głupszej niż jesteś. Masz ostatnią szansę. Jeśli dziś go nie zostawisz pożałujesz, że się w ogóle urodziłaś. Rozumiesz? - zagroziła.
    Ona jest naprawdę szalona. Nie mogę dać się sprowokować.
    - Dobrze, rozstanę się z Piotrkiem. Zadowolona?
    - Tak. Tylko żadnych numerów, jasne? Jeśli dowiem się, że coś kombinujesz gorzko tego pożałujesz. A teraz wrócisz na przyjęcie i powiesz Piotrkowi, że to koniec. Rusz się. Nie stój jak słup. Masz czas do północy – oznajmiła i odeszła dumnym krokiem w stronę prawego skrzydła pałacu.
    Nie zastanawiając się wiele wbiegłam po schodach do środka. Zatrzymałam się w głównym holu, który jednocześnie stanowił parkiet do tańca i rozejrzałam się w poszukiwaniu Piotrka. Tłum tańczących gości uniemożliwiał mi swobodne przejście. Nigdzie nie dostrzegłam narzeczonego. Za to udało mi się dostać do świadka pana młodego, przystojnego bruneta koło czterdziestki, który wyglądem bardzo przypominał mi Orlando Blooma aktora, którego uwielbiałam. Świadek miał na imię Filip i był przyjacielem rodziny Listkowskich. Zagadnęłam go. Widział jak parę minut temu Piotrek rozmawiał z jakąś blondynką, podobno się kłócili, a później gdzieś zniknęli razem. To na pewno była Oliwia, pomyślałam i ruszyłam w stronę schodów prowadzących na piętro. Musiałam ochłonąć. Pewnie Piotrek jest teraz z Oliwią, myślałam załamana.
    Jednak ku mojemu zaskoczeniu, okazało się, że byłam w błędzie, bo w tłumie gości zauważyłam Piotrka. Przeciskał się w stronę bufetu sprawnie omijając tańczących, lecz gdy mnie dostrzegł uśmiechnął się i ruszył w moim kierunku.
    - Wszędzie cię szukałam, musimy porozmawiać – oznajmiłam na wstępie, gdy tylko stanął obok mnie. Poczułam jego zapach i zagryzłam dolną wargę walcząc z ogarniającym moje ciało pożądaniem.
    - Dobrze, bo ja też muszę ci o czymś powiedzieć – rzekł. - Chodź ze mną – i pociągnął mnie za rękę. Pięć minut później znaleźliśmy się w jednym z pokojów na piętrze. Była to jedna z trzydziestu sypialni dla gości. Pokój urządzony był w tonacji jasnego różu, meble w stylu Ludwika XVI dopełniały całość. Na podłodze perski dywan w kolorze fuksji. Jednak największe wrażenie zrobiło na mnie ogromne łoże z baldachimem, które zajmowało większą część pokoju. Z trudem odwróciłam wzrok od łóżka i spojrzałam na Piotrka. Błysk w jego szarych oczach upewnił mnie, że on myśli o tym samym. Jednak to nie był odpowiedni czas na chwilę namiętności. Musiałam powiedzieć Piotrkowi o groźbach Oliwii i zerwać z nim. Nie chciałam dłużej brnąć w tę grę. Najwyższa pora to skończyć.
    - Myślę, że czas już zakończyć tę całą mistyfikację – orzekłam. - Teraz, gdy wypełniłeś plan każde z nas może iść w swoją stronę. Możesz bez przeszkód spotykać się z Oliwią, ja nie będę stawała na drodze do waszego szczęścia.
    - Co takiego? - Piotrek był zdziwiony. - Nie spotykam się z Oliwią. Skąd ci to przyszło do głowy?
    - Ktoś widział was razem. Ale teraz to nieważne. Macie moje błogosławieństwo – nie zdołałam ukryć sarkazmu w głosie.
    Piotrek uniósł jedną brew w zdumieniu.
    Niezrażona ciągnęłam dalej - Muszę cię jednak ostrzec przed Oliwią. Ta kobieta jest nieobliczalna i zdesperowana. Jestem pewna, że zrobi wszystko żebyś do niej wrócił.
    - Rozmawiałaś z nią – to było stwierdzenie, nie pytanie. - Znów ci groziła? Domyślił się i spojrzał na mnie uważnie.
    Moje milczenie upewniło go tylko w tym, że się nie myli.
    - Była tutaj, ale ją wyprosiłem, więc zaczęła się awanturować. To tyle. Nic mnie z nią nie łączy – powiedział i zamyślił się spoglądając za okno. Nie patrzył na mnie. Nad czymś się zastanawiał.
    Nie mogłam dłużej zwlekać. Nie narażę się Oliwii.
    - Myślę, że powinniśmy się rozstać, nim sprawy zajdą za daleko. Nie chcę jej mieć na sumieniu – powiedziałam przerywając chwilę ciszy i zrobiłam krok w stronę drzwi.
    Jednak Piotrek zatrzymał mnie chwytając delikatnie za dłoń i przyciągnął do siebie. Nagle znalazłam się bardzo blisko niego. Żar bijący od jego ciała upewnił mnie, że i ja nie jestem mu obojętna, ale to co usłyszałam z sprawiło, że serce mi mocniej zabiło. Uniosłam głowę i spojrzałam mu prosto w oczy słysząc jak mocno bije jego serce. A może to moje?
    - Kocham cię Kinga – wyznał – nie chcę cię stracić. Jesteś najlepszą rzeczą jaka mnie w życiu spotkała – i po prostu mnie pocałował. W tym gorącym pocałunku zawarł chyba całą swoją miłość, czułość i tęsknotę, bo poczułam łzy pod powiekami i zmiękły mi kolana. To było za wiele emocji jak na jeden dzień. Z trudem oderwałam swoje usta od jego  namiętnych warg. Jeszcze trudniej było mi złapać oddech.
    Wreszcie z moich ust wydobył się ochrypły głos, którego sama nie poznawałam. Tak silnie na mnie Piotrek działał.
    - Ja też cię kocham, ale nie mogę. Wybacz mi - i nie czekając na reakcję Piotrka wybiegłam z pokoju.
    Gdy byłam przy schodach prowadzących na piętro minęłam się z jakimś mężczyzną, który tak się spieszył, że mnie potrącił. Przez ułamek sekundy widziałam jego oczy, które przeszyły mnie jak dwa sztylety. Wzdrygnęłam się. Po czym nieznajomy minął mnie i zbiegł po schodach jakby goniły go demony. Wzruszyłam ramionami nie rozumiejąc tego dziwnego zachowania.
    Pewnie przesadził z alkoholem, pomyślałam i ruszyłam w stronę łazienki, która znajdowała się w głębi korytarza. Nacisnęłam kontakt przy drzwiach i weszłam do środka.
    Przeraźliwy wrzask jaki wyrwał się z mojej piersi obudziłby chyba zmarłego. Na białych płytkach podłogi w nienaturalnej pozycji leżała Oliwia. A wkoło jej głowy czerwieniła się szkarłatna plama. Gdy uświadomiłam sobie, że to krew zrobiło mi się słabo. Zawirowało mi w głowie, poczułam jak upadam i ogarnęła mnie ciemność.



Komentarze