Recenzja książki.
Ciotka Poldi i sycylijskie lwy, Mario Giordano, literatura piękna, wyd. Initium 2017, str. 400.
Bawarski wulkan w cieniu Etny. Widok na morze. Słońce. Spokój.
Kiedy Poldi, tuż po swoich sześćdziesiątych urodzinach, przeprowadza się z Monachium na Sycylię, nie pragnie niczego więcej. Ale w swoich planach nie uwzględniła rodziny zmarłego eksmęża. Sycylijczycy z krwi i kości naturalnie chcą nauczyć Poldi zasad dolce vita. Koniec ze spokojem. A jakby tego było mało, pewnego dnia znika bez śladu Valentino, który pomagał Poldi w domu i ogrodzie. Czyżby dostał się w szpony mafii? Na drodze prywatnych poszukiwań Poldi spotyka atrakcyjnego commissario Montanę. Ten nie chce, by kobieta wtykała nos w śledztwo, ale kiedy bawarski wulkan wybuchnie, nic nie jest w stanie go zatrzymać…
Ciotka Poldi i sycylijskie lwy to powieść obyczajowa z wątkiem kryminalnym. Ja ją tak widzę, bowiem śledztwo w sprawie morderstwa zajmowało mniejszą część niż opisy Sycylii, zwyczajów jej mieszkańców i innych "zapychaczy" aczkolwiek całkiem ciekawych. Sama główna bohaterka to kobieta o ognistym temperamencie, potrafi zakląć siarczyście, upić się i z upodobaniem oddawać się nałogowi nikotynowemu. A oprócz tego ma w sobie żyłkę detektywistyczną,jej pasją jest też fotografowanie policjantów z całego świata.
Ogólnie powieść mogę uznać za dobrą, aczkolwiek styl i język pisania były dla mnie trochę męczące,i dlatego książkę czytałam przez 3 wieczory. Samo rozwiązanie sprawy - satysfakcjonuje, intryga ciekawie skonstruowana, liczni podejrzani, mylne tropy. Duży plus za okładkę, zachęca do przeczytania. Polecam.
Moja ocena: 6/10
Komentarze
Prześlij komentarz