Recenzja.

Amore, amore! Miłość po włosku. Maria Carmen Morese, powieść obyczajowa, wyd. Świat Książki 2011, str. 272.

Powieść pełna smaków, zapachów i uczuć. Valeria, pół Włoszka, pół Niemka, wraca po latach do Neapolu, by kontynuować pracę dziennikarską. Czy czarowne krajobrazy wybrzeża Amalfi, architektura, wyśmienita kuchnia i poznani ludzie pomogą jej odzyskać szczęście po rozstaniu z ukochanym? Czy któraś z nowych miłosnych przygód Valerii okaże się ważniejsza niż przelotny romans? Serdeczna i malownicza jak lazur otaczającego morza opowieść o odzyskiwaniu radości życia, w którym Włosi są prawdziwymi mistrzami. 
Zachęcił mnie opis z tyłu okładki. Niestety sama zawartość rozczarowała. Jestem zawiedziona. Jedna z wymęczonych przeze mnie książek. Nie podobała mi się. Jednym słowem nuda, nuda, nuda. Nie wiem czemu to przypisać, czy nużącemu opisowi, czy nijakości głównej bohaterki, która sama nie wie czego chce. Tak przedstawiony obraz Włoch sprawił, że narodziła się we mnie niechęć do tego kraju i jego mieszkańców. Odpychająca narracja, zero jakiejkolwiek akcji, nic co by czytelnika zaciekawiło. Czekałam na interesujące zakończenie, ale ono też pozostawiło wiele do życzenia.Jednym słowem, książka ta to strata czasu. Nie polecam.




Komentarze