Recenzja książki.
Niebo pod Śnieżką, Joanna Sykat, literatura obyczajowa, wyd. Replika 2017, str. 304.
Kinga ma na koncie prawie czterdzieści lat i przeszłość małżeńską w kolorze buraczka.
Gdy w babcinej szafie znajduje nić, po której trafia do Kowar – karkonoskiego miasteczka słynącego niegdyś z fabryki dywanów – zaczyna tkać swój własny kolorowy kobierzec. Jest w nim miejsce na soczystą zieleń lip, szarość chmur i błękit nieba. Na żółć zazdrości o uczucia. Jest wreszcie barwa fiołka, który pachnie tak samo po polsku i po niemiecku.
W co ułoży się wzór na tkaninie Kingi? Czy kobieta zdoła spleść zgrabnie wszystkie wątki ze swojego dzieciństwa? A może znajdzie wśród nich również współczesny, na którym da się oprzeć marzenia o przyszłości?
Główna bohaterka Kinga, krótko po śmierci ukochanego ojca, odnajduje w rzeczach matki (od kilku lat przebywającej w szpitalu) bluzkę z fiołkiem i starą fotografię. Zaintrygowana znaleziskiem postanawia wyjechać do Kowar, gdzie jak się okazuje mieszkała kilka lat po urodzeniu. Tam odkrywa rodzinne tajemnice, w tym taką, która nią wstrząśnie i sprawi, że zburzy się jej cały dotąd poukładany świat. W tle opisy malowniczego miasteczka w Karkonoszach, i wycieczki z pewnym przystojnym przewodnikiem.
Ogólnie cała historia jak dla mnie - przeciętna. Przeczytałam i owszem, ale nie wszystko mi się podobało. Mam zastrzeżenia jeśli chodzi o język i styl narracji, masa dziwnych słów, określeń - wprawiała mnie w irytację. Poza tym zakończenie - słabe, niedokładne, nijakie sprawia, że książka kończy się nagle i zostawia czytelnika z mieszanymi uczuciami. Może autorka planuje kontynuację historii Kingi? To chyba jedyny sensowny powód tego bezsensownego zakończenia. Jak dla mnie przeciętna powieść, można przeczytać, ale jeśli nie sięgniemy po nią to też żadna strata się nie stanie. Ja raczej zbyt szybko nie sięgnę po inne książki autorki.
Komentarze
Prześlij komentarz