Nierozważna, ale romantyczna...
***
Budziłam
się z trudem, bolała mnie każda, nawet najmniejsza komórka. Moje ciało było
jedną wielką raną. Ból rozsadzał mi czaszkę. Próbowałam otworzyć oczy, ale
powieki były ciężkie, jak z ołowiu. W ustach czułam potworną suchość jakbym nie piła co
najmniej od miesiąca. Z wysiłkiem otworzyłam oczy. Nad
sobą zobaczyłam biały sufit, ściany pokryte mdłym beżowym kolorem, coś pikało po mojej
lewej stronie, próbowałam wykręcić głowę, ale miałam jakiś kołnierz, który
usztywniał mi szyję. Bolało też złamane żebro. Powoli, krzywiąc się z bólu
uniosłam prawą rękę i dostrzegłam
podpięty do niej wenflon i rurkę, przez którą sączyła się do żyły jakaś
bezbarwna ciecz. Jestem w szpitalu. Tylko co się mogło stać? Próbowałam sobie
przypomnieć, to co wydarzyło się w apartamencie Piotrka, ale od chwili, gdy
Oliwia wypchnęła mnie na balkon nic nie pamiętam. Tylko czarna dziura. Pustka.
Co tam się wydarzyło?
Wtem
klamka w drzwiach drgnęła i ktoś cicho wszedł do sali. Spojrzałam w stronę
drzwi i odetchnęłam z ulgą.
To
był Piotrek. Na mój widok uśmiechnął się lekko i podszedł do łóżka. Ujął mnie
za rękę, tą bez wkłucia i czułym głosem powiedział:
-
Jak dobrze, że już się obudziłaś. Tak bardzo się bałem o ciebie. Nawet nie
wiesz, co przeżyłem. Wyglądał jakby nie spał przez co najmniej tydzień, zarost
na jego przystojnej twarzy był kilkudniowy, ubranie nieco wymięte. Czy on spał
w szpitalu? Jak długo tu leżę? I co się stało? Chciałam się odezwać, ale
w gardle czułam suchość tak potworną, że z mojej krtani wydobył się tylko cichy
skrzek.
-
Kinga, nic nie mów. Lekarz kazał ci wypoczywać. Pewnie chce ci się pić –
domyślił się i podał mi odrobinę wody.
Pierwszy łyk był niebiański. Poczułam ulgę.
Pierwszy łyk był niebiański. Poczułam ulgę.
-
Co się stało? - wychrypiałam z trudem przełykając ślinę.
-
Zaraz wszystko ci opowiem, tylko zachowaj spokój. Nie możesz się denerwować.
Najważniejsze, że Oliwia już ci nie zagraża – oznajmił. - To ona wypadła z
balkonu. Zmarła w szpitalu po kilku godzinach, na skutek wielonarządowych
obrażeń wewnętrznych, jak stwierdził patolog. Czytałem jego raport. Policja wszystko zbadała bardzo dokładnie. Jej plan wydawał się być
doskonały, ale jak widać nie wystarczająco dobry. Podczas sekcji zwłok wyszło na
jaw, że dziewczyna, która zginęła na weselu mojego ojca to nie Oliwia. Co
prawda zabita miała łudząco podobne rysy twarzy, taki sam kolor włosów i
sylwetkę, jak ona, ale na tym podobieństwo się kończy. Ostatecznie badanie DNA
potwierdziło, że zamordowana to Sara Madej. Identyfikacji dokonała też matka
zamordowanej dziewczyny. Dowiedziałem się tego od mojego kolegi, to właśnie on
dzwonił do mnie, gdy byliśmy razem w apartamencie. Kiedy dowiedziałem się, że
Oliwia żyje nie mogłem w to uwierzyć. Nie wiedziałem, co o tym sądzić. Domyśliłem się jednak, że
możesz być jej następną ofiarę, więc zawiadomiłem policję i natychmiast
ruszyłem do domu. Gdy podjechałem pod apartamentowiec ujrzałem tłum gapiów,
liczne karetki i radiowozy. Poczułem strach. Byłem pewien, że coś ci się stało.
I nie myliłem się. Zobaczyłem, jak wnoszę cię do karetki, bladą, nie ruszałaś
się. Przeraziłem się – wyznał. W oczach
mignęły mu łzy. - A potem dowiedziałem się, że zdarzył się wypadek i o tym, że
Oliwia chciała cię zabić. Podobno Jarzębowska wiedziała o wszystkim, ruszyły ją
wyrzuty sumienia i wyjawiła całą prawdę. Jest zawieszona w obowiązkach, aż do
czasu wyjaśnienia całej tej sprawy. Prokurator ma ręce pełne roboty.
-
A co się stało na balkonie? - musiałam to wiedzieć. Po prostu musiałam.
-
Oliwia wypadła przez barierkę w trakcie waszej szamotaniny, a ty straciłaś
przytomność. Stwierdzono u ciebie liczne obrażenia, wstrząśnienie mózgu, rany na twarzy, głowie i
rękach, złamane żebro. Świadkowie widzieli, jak Oliwia próbuje cię
zepchnąć, ale potem straciła równowagę i wypadła przez barierkę. Może i jestem
egoistą, lecz dla mnie liczy się fakt, że to ty przeżyłaś. Nie wiem, co bym
zrobił gdybym cię stracił.
Po
wyznaniu Piotrka zapadła chwila ciszy.
A
więc to koniec, odetchnęłam z ulgą. Oliwia już mi nie zagraża. Już nam nie
zagraża, poprawiłam się w myślach. Ani nikomu innemu. Może to trochę
egoistyczne, ale w głębi duszy odczuwałam tylko ulgę. Ani odrobiny żalu. W
końcu to ona chciała mnie zabić.
Piotrek
kontynuował swoją opowieść wyrywając mnie tym samym z zamyślenia.
-
W dodatku okazało się, że nie tylko Oliwia była kochanką naszego szefa, ale również ta
Sara Madej. Szef złożył wyjaśnienia, gdy cała afera wyszła na jaw. Podobno zamordowana dziewczyna spotkała się też z Markiem, narzeczonym
Oliwii. Ta najprawdopodobniej się o tym dowiedziała i wpadła we wściekłość, co daje nam motyw. Obie nie żyją więc się tego nie dowiemy. Cała ta mistyfikacja
trwała od kilkunastu tygodni. W tym czasie Oliwia opracowała swój chory
plan. Myślała, że się ciebie pozbędzie, gdy oskarżona o zabójstwo zostaniesz
skazana na dożywocie, a ona zajmie twoje miejsce u mojego boku już jako inna
kobieta. Miała zaplanowane wszystkie niezbędne operacje plastyczne i zabiegi
upiększające oraz zmianę tożsamości i fałszywe dokumenty na nowe nazwisko. To nie jest normalne. Jak nic skończyłaby w psychiatryku.
-
Masz rację, to jakiś koszmar – przyznałam mu rację. - Oliwia wszystkich nas
oszukała.
-
Na szczęście i ją dosięgła ręka sprawiedliwości. Już nikogo nie skrzywdzi. Ale
nie mówmy teraz o niej. Kinga jest jeszcze coś o czym chciałbym ci powiedzieć –
Piotrek stał się nagle poważny.
-
Dużo myślałem o swoim życiu i o nas. Gdy leżałaś tu nieprzytomna umierałem ze
strachu o ciebie. I wiem, że zrobiłbym wszystko, byś była szczęśliwa. Jesteś
kobietą mojego życia. Kocham cię i chcę z tobą być. Czy zostaniesz moją żoną?
Prawdziwą żoną? Zapomnijmy o tym udawanym narzeczeństwie. Chcę żebyś była tylko
moja, bo wiem, że nie potrafię już bez ciebie żyć.
-
Tak, chcę być twoją żoną, ja też bardzo cię kocham – wyznałam wzruszona.
Piotrek przytulił mnie i pocałował a ja rozpłakałam się ze szczęścia. To był
najszczęśliwszy moment w moich życiu. Wreszcie los i do mnie się uśmiechnął.
***
Dwa
tygodnie później wyszłam ze szpitala. Po wstrząśnieniu mózgu nie zostało ani
śladu, zagoiły się też rany na twarzy, rękach i dekolcie. Zrosło się złamane
żebro. No i moje serce było teraz w idealnej kondycji. Piotrek dbał o mnie i
troszczył się, przez cały czas, codziennie odwiedzał mnie w szpitalu. Nasza
miłość kwitła. Wreszcie nic nie stało na przeszkodzie byśmy wzięli ślub. I
gdyby mi ktoś powiedział, że moja historia zakończy się happy endem nie
uwierzyłabym mu.
Ślub
wzięliśmy trzy miesiące po tych tragicznych wydarzeniach. Ceremonia była
skromna, tylko rodzina i najbliżsi przyjaciele. Przyjęcie urządziliśmy w
ogrodzie u Listkowskich. Lampiony, stoły przystrojone kwiatami, kwartet
smyczkowy, proste, staropolskie jedzenie, no i szampan oczywiście. Bawiliśmy
się wyśmienicie. Po przyjęciu zapakowaliśmy walizki do samochodu i pojechaliśmy
w podróż poślubną.
Miesiąc
miodowy spędziliśmy leżąc się na plaży, popijając kolorowe drinki i ciesząc
się swoją miłością.
-
Życie jest piękne
– szepnął mi mój wewnętrzny głos.
I
tym razem musiałam przyznać mu rację. Patrząc w oczy mojego męża widziałam
swoje odbicie, niczym w lustrze. Byłam szczęśliwa, po raz pierwszy w życiu. I
tak miało być już na zawsze. A wkrótce nasza rodzina ma się powiększyć. Cóż
chcieć więcej, mam wszystko czego mi potrzeba. Bycie nierozważną i romantyczną
nie jest takie złe. Bo jak to mówią nie ma tego złego, co by na dobre nie
wyszło.
KONIEC
Komentarze
Prześlij komentarz