Moja proza - powiadanie.


Zimowy las.

Elwira uwielbiała spacery. Była to jedna z jej ulubionych form ruchu. Zwłaszcza zimą. Kochała las, przyrodę. Tego mroźnego, grudniowego poranka wyszła na spacer do pobliskiego zagajnika. Pierwszy raz tej zimy spadł śnieg. Ucieszyła się widząc za oknem białą, puchową pierzynę. W kilka minut ubrała się i nie zastanawiając wiele ruszyła w stronę lasu, brnąc przez zaspy, sięgające jej powyżej kostek. 
Pierwszym, co rzuciło jej się w oczy, gdy tylko weszła na leśną ścieżkę była wszechogarniająca biel śniegu przeplatana czernią drzew. Las był mieszany, rosły w nim dęby, brzozy, graby, ale też świerki i jodły. Elwira rozejrzała się wokoło. Wzięła głęboki wdech i poczuła, że wraca do żywych. 
Tak, tego jej było potrzeba. Mroźnych ukłuć tysięcy lodowych igiełek na policzkach. Na moment przymknęła powieki, rozkoszując się tym uczuciem. Prawdę mówiąc brakowało jej tego, od kiedy grudzień zawitał w kalendarzu, a śniegu jak nie było tak nie było. Aż do dzisiejszego poranka. Ruszyła powoli ścieżką zagłębiając się w leśną gęstwinę. Jak okiem sięgnąć nic tylko śnieg, drzewa, śnieg, drzewa. Kiedy znalazła się na niewielkiej polanie przystanęła by złapać oddech i wtedy usłyszała szelest w pobliskich zaroślach. Odwróciła się w tamtą stronę i po chwili zobaczyła zająca, który na jej widok zastrzygł uszami i umknął w śnieżną gęstwinę. Zapanowała niczym niezmącona cisza. Elwira ruszyła więc dalej. Podczas tej wędrówki po lesie udało jej się wypatrzeć jeszcze sarnę, z oddali dostrzegła stadko dzików, a nawet lisa przemykającego między świerkami. Zmęczona spacerem postanowiła wracać. 
Las zimą wydawał jej się krainą lodu, pełną śniegu, zasp, sopli lodu zwieszających się z gałęzi drzew. To, co sprawiało, że Elwira czuła że żyje to mroźne oddechy pary unoszące się z jej ust, tętno krwi, miarowy krok, mróz malujący rumieńce na jej policzkach. I cisza. Tylko w lesie mogła jej doświadczyć. Nic tylko cisza. To uczucie nie dające się z niczym porównać. Biel śniegu, czerń drzew, zieleń świerków i jodeł. I ten zapach. Jedyny i niepowtarzalny, przywołujący wspomnienia z dzieciństwa. Tylko w lesie zimą potrafiła doświadczyć uczucia oczyszczenia umysłu, mogła zrelaksować się, odprężyć. A kiedy jeszcze zaczął padać śnieg Elwira tylko uśmiechnęła się i pod wpływem chwili zaczęła robić piruety na śniegu.
   - Gdyby mnie ktoś teraz zobaczył pewnie wziął by mnie za wariatkę – pomyślała i wzruszyła ramionami. Tu mogła być sobą. Nikt jej nie widział, więc mogła tańczyć i śpiewać do utraty tchu. Wirujące płatki śniegu osiadały na jej włosach, rzęsach. Miała wrażenie, że to anioły zrzucają pióra. Było w tym coś magicznego. 
  Gdyby ktoś zapytał Elwirę za co kocha las zimą odpowiedziałaby, że za piękno przyrody, za poczucie więzi z naturą, i za krajobrazy, które zapierają dech w piersiach. Kochała obserwować las w bieli, płatki śniegu spadające z nieba, podziwiać jak szron zdobi nagie konary drzew w piękne stylowe kreacje. Las zimą wyglądał jak z bajki, a ona czuła się jak mała dziewczynka, którą w głębi duszy pozostała, mimo dorosłości miała w sobie coś z dziecka. Tę dziecięcą radość życia, ciekawość otaczającego ją świata. Potrafiła cieszyć się małymi rzeczami, tymi z pozoru nieistotnymi dla innych, mniej wrażliwych ludzi. A las zimą był właśnie jedną z nich.

Autor: Marianna, zdj. pixabay


Komentarze