Tajemniczy pakunek - opowiadanie.
-
Musisz mnie ukryć!
Strach
i panika w oczach Julii kazały mu jej posłuchać. Dawno już nie
widział przyjaciółki
takiej roztrzęsionej.
-
Ale co się dzieje? - zaniepokoił się.
-
Oni... oni chcą... nie mogła wydobyć z siebie głosu tak była
przerażona. - Nie ważne - ucięła. - Musisz mnie ukryć -
powtórzyła
z naciskiem. - Oni mnie zabiją! - rzuciła jeszcze bardziej
rozpaczliwie rozglądając się za jakąś kryjówką.
- Błagam George ukryj mnie gdzieś. Prędko! Oni zaraz tutaj będą!
Nie pytając o nic więcej George uruchomił dźwignię
za regałem i klapa w podłodze uchyliła się ukazując schody w
głąb podziemnego pomieszczenia. Nie oglądając się na nic Julia
czym prędzej zbiegła po schodkach, z całej siły ściskając w
dłoniach niewielki pakunek. George z powrotem zamknął klapę w
podłodze jednym przyciskiem. Następnie wyciągnął z szuflady
chodnik w beżowo - brązowe etniczne wzory i rozłożył go na
podłodze w miejscu gdzie było tajemne wejście, zakrywając właz.
Nie było teraz najmniejszego śladu, że cokolwiek kryje się pod
podłogą. Po chwili George usłyszał głośne, energiczne pukanie
do drzwi. Wstrzymał w napięciu oddech starając się opanować.
-
Proszę otworzyć! Rozkazał zza drzwi męski głos tonem nie
znoszącym sprzeciwu.
George powoli zbliżył się do drzwi i uchylił je na
bezpieczną odległość. Na korytarzu ujrzał trzech mężczyzn w
ciemnych garniturach. Miny mieli ponure, daleko im było do
przyjaznych. Mignęli mężczyźnie przed nosem odznakami, po czym
najbardziej ponury z nich powiedział:
-
Agenci federalni. Pan George Martens?
-
Tak, to ja. A o co chodzi? - zapytał chłodnym tonem George.
-
Szukamy pana znajomej. Niejakiej Julii Parks - oznajmił jeden z
agentów.
-
Dlaczego akurat u mnie? -
udał zdziwienie George.
-
Dostaliśmy informację, że widziano ją tutaj - odparł agent
zerkając do wnętrza mieszkania.
-
Ktoś najwidoczniej wprowadził panów
w błąd - mówiąc
to George odsunął się z przejścia i wskazał ręka wnętrze
swojego salonu. - Nikogo tutaj nie ma oprócz
mnie - zapewnił spokojnym, opanowanym tonem. Choć
serce waliło mu jak oszalałe ze strachu. Ale niczego nie dał po
sobie poznać. Jego twarz była niczym maska. Nie zdradzała żadnych
uczuć.
-
Pozwoli pan, że sami to sprawdzimy. Wolimy się
upewnić, że mówi
pan prawdę. Jeśli pan kłamie nie
chciałbym być wtedy w pana skórze
panie Martens. Głos agenta był
lodowaty i pełen nieskrywanej groźby, aż George poczuł ciarki na
plecach.
-
Czy pan mi grozi?
-
Ależ skąd. Ja tylko ostrzegam - mówiąc
to agent dał znak swoim towarzyszom żeby przeszukali mieszkanie.
Ci natychmiast rozbiegli się po mieszkaniu zaglądając w każdy
zakamarek i sprawdzając uważnie każdy kąt. Po kilku
nieskończenie długich zdaniem Georga minutach wreszcie
zrezygnowali widząc, że mężczyzna mówił prawdę, twierdząc,
że jest sam.
- Gdyby Parks
skontaktowała się z panem prosimy nas o tym natychmiast powiadomić
panie Martens - rzekł agent podając Georgowi kartkę z numerem
telefonu. - To bardzo ważne - dodał. - Tutaj chodzi o
bezpieczeństwo pani Julii...
Po czym opuścili
mieszkanie tak szybko, jak się w nim pojawili. Dopiero wtedy George
odetchnął z ulgą czując, jak strużka zimnego potu cieknie mu po
plecach.
- W co tym razem
wpakowałaś się Julio? - mruknął pocierając w zamyśleniu brodę.
Komentarze
Prześlij komentarz