Opowiadanie ;)

,, Niedzielne popołudnie ''
Leżałam sobie wygrzewając się z przyjemnością na słońcu na werandzie na swoim ulubionym fotelu. Moja czarna sierść lśniła. Wyciągnęłam się i przymrużyłam jasnozielone oczy ale jak na złość nie mogłam zasnąć. W pewnym momencie mój czujny słuch wychwycił podejrzany szelest w krzakach nieopodal domu. Podniosłam uszy nasłuchując by raz jeszcze wychwycić ten dźwięk. Otworzyłam jedno oko lustrując uważnie gęste krzaczory, ale niczego nie zauważyłam.
- Iść sprawdzić, co to czy leniuchować dalej? - dumałam, gdy ów szelest dobiegł mnie znowu z zarośli. Niechętnie podniosłam się z legowiska. Przeciągnęłam leniwie. Po czym powolnym i uważnym spojrzeniem obiegłam okolicę, w tym gęste krzaki z których znowu dobiegł mnie szelest. Zwinnie zeskoczyłam na ziemię i rozejrzałam się raz jeszcze po czym bezszelestnie zaczęłam się skradać w stronę krzaczorów. Stąpając ostrożnie po trawie i zeschłych liściach zbliżałam się powoli ale czujnie w stronę krzaków. Mojej uwadze nie ubiegł żaden ruch ani dźwięk. Słońce mocno grzało. Wiatr nie wiał wcale. W dzikich kwiatach nieopodal natrętnie bzyczały pszczoły. Nie lubiłam ich, ale na szczęście nie musiałam ich omijać by dostac sie do interesujących mnie zarośli. Zbliżyłam się już do nich gdy znowu coś zaszeleściło. Znieruchomiałam nasłuchując po czym jednym susem wskoczyłam w krzaczory. Z zaskoczeniem wylądowałam przed dużym równie czarnym jak ja kocurem, ale o żółtych ślepiach. Na mój widok wyprężył się, zmierzył mnie taksującym spojrzeniem i prychnął:
- Wreszcie! Co tak długo! Ileż można czekać!? - powiedział z wyrzutem.
Wkurzyłam się. - Hola, hola! - Syknęłam. - Zmień ton kocurze! Najeżyłam się przy tym i posłałam mu jedno ze swoich groźnych spojrzeń.
O dziwo nie zrobiło to na nim wrazenia, bo lekceważącym tonem odparł:
- Obserwuję cie już od godziny. Nie przywykłem do tego, że muszę na coś tyle czekać.
- Na mnie czekasz? prychnęłam. - Próżny twój tród mój panie, dodałam patrząc na niego z wyższością.
- Bynajmniej, odparł. Musisz ze mną iść do mojej pani. Czeka na ciebie, powiedział rozkazującym tonem.
- Co? Nigdzie z tobą nie pójdę, odparłam hardo. - Jak śmiesz mówić mi co mam robić?! Najeżyłam futerko a moje oczy groźnie sypały iskry.
Spojrzał na mnie uśmiechając się drapieżnie, jego długie wąsy zalśniły w słońcu. Lekko podnosząc głos wycedził przez zeby:
- Pójdziesz... teraz... ze mną... do... mojej... pani... Mierzyłam go wzrokiem ale nie udało mi sie wzbudzic w nim strachu. Za to ja poczułam jak sierść jeży mi się na grzbiecie.
- A jeśli nie to, co? - zapytałam zadziornie.
- Uwierz mi nie chcesz tego wiedzieć - odrzekł z niebezpiecznym błyskiem w oku.
Zrezygnowana powiedziałam:
- Daleko to?
Wyszczerzył zęby i z wyższością odparł:
- Nie. To za tym wzgórzem. W małej chacie.
- Czego chce twoja pani ode mnie? - zapytałam.
- Dowiesz się na miejscu - uciął.
Z jego spojrzenia nie dało się niczego wyczytać.
- W takim razie chodźmy - rzekłam.
Gdy po pół godzinie znaleźliśmy się przed starą, krytą strzechą chatą ogarnął mnie dziwny niepokój. Mój szósty zmysł mówił mi, że coś tu jest nie tak. Postanowiłam go posłuchać i być ostrożna. Czarny kocur z gracją wskoczył przez uchylone okienko dając mi znak bym zrobiła to samo. Rozejrzałam się czujnie po czym wskoczyłam za nim do środka. Wnętrze chaty robiło ponure wrażenie. Było brudno,ciemno, czarna zakurzona podłoga aż prosiła się by ją zamieść. Na stole walały się jakieś stare tomiszcza i księgi. W kominku palił się ogień, a na dużym haku nad paleniskiem wisiał duży, żeliwny sagan, z którego buchały kłęby pary. Na licznych półkach przybitych do ścian stały przeróżne słoje i słoiki. Rozglądałam się uważnie po tej dziwnej chacie. Moją uwagę przykuł odurzający zapach dochodzący z rogu izby.
- Znam ten zapach! - pomyślałam. - To kocimiętka.
Faktycznie leżało jej dużo w starym koszu, w którym zauwazyłam też dużo innych dzikich ziół. Wtedy podejrzliwie spojrzałam na mojego towarzysza i zapytałam go wprost:
- Czy twoja pani jest czarownicą?
Nawet nie raczył na mnie spojrzeć. Siedział wpatrzony w kocioł wiszący nad paleniskiem, w którym coś bulgotało. Zirytowałam się. Byłam pewna, że on coś knuje. Ponownie zlustrowałam półki ze słojami. Przeżyłam szok gdy zdałam sobie sprawę z tego, co zawierają. Były tam królicze łapki, żabie udka, głowy traszek i innych jaszczurek, zdechłe myszy a przede wszystkim oczy. Oczy zwierząt dużych i małych i mogłam przysiąc, że są tam i ludzkie oczy. Wzdrygnęłam się z obrzydzeniem.
- Po co ta wiedźma mogła mnie tu wezwać? I gdzie ona w ogóle jest? - przebiegło mi przez myśl. Coraz bardziej zaniepokojona rzuciłam:
- Gdzie jest ta twoja pani?
Czarny kocur wreszcie sobie o mnie przypomniał, bo patrzył teraz na mnie gadzim wzrokiem. Szczerząc ostre zęby syknął:
- To ja! Po czym w jednej chwili zmienił się w chudą, siwą staruchę w czarnych łachmanach. Miała długi haczykowaty noc, twarz pokrytą brodawkami i małe czarne złośliwe oczka.
- Po co mnie tu zwabiłaś wiedźmo? Zjeżyłam się.
W odpowiedzi zaśmiała się skrzekliwie.
- Mam wobec ciebie pewne plany, rzekła. Po czym rzuciła się w moją stronę. Zwinnie uskoczyłam w bok strącając przy tym parę słojów z najbliższej półki. Ich zawartość wylała się na podłogę. Czarownica wściekła się widząc to i chwyciła mnie za ogon.
- Mam cie! krzyknęła.
Wyrwałam się z jej rąk i runęłam prosto pod stół. Siłą rozpędu spadłam w sam środek kosza z ziołami, rozrzucając je na boki. Wiedźma wkurzona jeszcze bardziej rzuciła w moja stronę jakieś zaklęcie i poczułam jak obok mojego grzbietu przelatuje błyskawica. Wystraszona rzuciłam się w przeciwna stronę zrzucając przy tym starą księgę ze stołu. Tuman kurzu uchronił mnie przed zetknięciem z kolejną błyskawicą. Wreszcie udało mi się wypatrzeć uchylone okienko. W chwili gdy czarownica rzuciła się znów w moja stronę pędem przemknęłam miedzy jej nogami i wyskoczyłam. Wpadłam w zarośla i biegłam ile sił w nogach przez gąszcze i krzaczory. Z oddali dobiegł mnie skrzekliwy wrzask i krzyk wiedźmy. Odwróciłam się w chwili kiedy chatą wstrząsnął potężny wybuch i spowiły ją kłęby szarego i różowego dymu. Po chwili wszystko zniknęło. W miejscu gdzie stała chata czarownicy ziała teraz ogromna dziura. Odetchnęłam z ulgą i spokojnie wróciłam do domu.

Komentarze