Szukając sensu życia.
**
W tamten marcowy wieczór nocne niebo rozświetlone
gwiazdami wyglądało przepięknie. Dorota rzadko miała czas, by zachwycać się
takimi rzeczami, ale wyszła na taras, by popatrzeć na granatowe sklepienie nad
swoją głową. Nieliczne gwiazdy mieniły się, jakby mrugając do niej. Uśmiechnęła
się blado, na ten widok, czując w sercu dziwną tęsknotę, nostalgię za czymś
ulotnym. Czymś, co już nigdy nie wróci. W dzieciństwie często siadała z siostrą
na kocu i wspólnie oglądały wieczorne niebo.
- Gdzie podziała się ta dziecięca radość życia? –
zastanawiała się.
Rutyna
zabiła to, co było w niej najlepsze. Wrażliwość na piękno przyrody, ciekawość
świata, ludzi, poznawania nowych rzeczy. Odkrywania w sobie pasji. Z czasem,
zamiast przybliżać się do swoich marzeń coraz bardziej się od nich oddalała.
Coraz częściej zapominała o sobie, swoich potrzebach, pragnieniach. Zajęta
życiem rodzinnym, pracą i tysiącem różnych codziennych spraw, które zabierały sporo
energii i tylko pogłębiały pustkę w sercu. Czuła się niedoceniana, przemęczona,
nic nie warta.
- No, bo na co komu taka żona, matka, córka? Co ja
mogę im dać? – myślała, pogrążając się w melancholii. Co się ze mną stało?
Gdzie tamta dziewczyna z mnóstwem pomysłów w głowie, planami, marzeniami?
W wieku 35 lat czuła się dużo, dużo starzej, co
najmniej na drugie tyle. Czasem w chwilach załamania, miała ochotę zostawić to
wszystko i uciec gdzieś na drugi koniec świata. Coraz bardziej dusiła się w
roli, jaką narzuciło jej społeczeństwo. Dlatego teraz, gdy wspominała swoje
śmiałe plany i marzenia, chciało jej się śmiać i płakać jednocześnie. Życie
okazało się bezlitosne, pozbawiło złudzeń i wyleczyło z młodzieńczej naiwności.
Czasem tylko pojawiało się światełko nadziei, ale było ono tak daleko, i tak
słabe, że nie miała ochoty iść w jego kierunku. Poddawała się z żalem, coraz
bardziej rozgoryczona i rozczarowana. Życie jawiło się jej jako potwór z
zębami, który chce ją rozszarpać na strzępy, a później wyrzucić niczym
szmacianą lalkę.
Może, gdyby ktoś w porę dostrzegł cierpienie i
smutek Doroty może, byłaby szansa na to, by ją jeszcze uratować. A tak, było
już za późno. W tamten marcowy wieczór mąż znalazł ją odurzoną tabletkami
nasennymi. Lekarze nie zdołali jej uratować. Zasnęła z uśmiechem na ustach.
I nikt, absolutnie nikt z bliskich, nie miał
pojęcia, co popchnęło ją do takiego kroku. Rozpaczliwego kroku. Swoją tajemnicę
zabrała ze sobą do grobu.
*
Nie pozostawajmy obojętni na uczucia naszych
bliskich, rozmawiajmy, wspierajmy się. Bądźmy ze sobą blisko. I troszczmy się o
drugą osobę, bo nie wiemy, co ona czuje… Może jest nieszczęśliwa? Samotna? Może
potrzebuje naszej pomocy, tylko nie umie o nią poprosić?
A, gdy jest już za późno, zostaje tylko pustka, ból
i wyrzuty sumienia. Uczucia, które będą nam towarzyszyć już do końca życia.
Autor: Marianna / z szuflady/
zdj. pixabay
Komentarze
Prześlij komentarz